niedziela, 3 stycznia 2021

Podsumowanie dziwnego roku | 2020

Kilka dni zajęło mi napisanie tego podsumowania, bo sama musiałam się zastanowić jaki ten rok właściwie dla mnie był. Czy był udany, czy będę go dobrze wspominała, czy przez ten rok rozwinęłam się, spełniłam marzenia, realizowałam się, zrobiłam coś nowego? Ten rok był z pewnością inny, dziwny, totalnie niezgodny z planem, zaskakujący. Po pierwsze i najważniejsze wszyscy jesteśmy zdrowi i zdecydowanie nauczyliśmy się to zdrowie o wiele bardziej doceniać. Ten rok był pełen nauczek, to trzeba przyznać. Spędziliśmy mnóstwo czasu razem, co w normalnych czasach niestety byłoby niemożliwe przez nadmiar obowiązków, natłok pracy i pęd życia. Fajnie było się na chwilę zatrzymać.
Mimo szeregu problemów logistycznych, finansowych i każdych innych udało mi się małymi kroczkami rozwijać w tym co kocham najbardziej. Powstała moja szkółka pływania dla niemowląt Baby Columbus. W życiu nie podejrzewałam, że to się może udać. To jest jedno z takich marzeń, których nigdy nie miałam nawet odwagi zapisać na liście czy głośno wypowiedzieć. Wydawało mi się tak nierealne i odległe. A jednak 2020 pokazał, że się da! Duża część z Was, osób, które to czyta, dołożyło do tego swoją cegiełkę, bo to Wy chodzicie do mnie na te zajęcia, to Wy mnie polecacie. To wszystko powstało dla Was, ale też dzięki Wam. Niestety mnóstwo obostrzeń nie pozwoliło nam cieszyć się z tego tak, jak byśmy chcieli, ale musimy być dobrej myśli, że wrócimy na pływalnię jak szybciej.

Mój mały szatan skończył rok, aktualnie ma całe 1,5 roku. Kradnie mi Instagrama, rozkochuje w sobie instacioteczki, tańczy, nurkuje jak delfin, kocha psy, samochody i jedzenie, poszedł w końcu do żłobka, nowe ulubione słowo to "nie". Ten rok jest pełen wspaniałych wspomnień, spędziliśmy mnóstwo czasu razem, tego nikt nam nie odbierze. Powstała między nami cudowna więź i cieszę się, że mimo marnej sytuacji, Marcin mógł być większość tego czasu razem z nami, uczestniczyć w tym. Gdyby normalnie pracował wszystko to by go ominęło... Iwo jest wyjątkowy i jestem wdzięczna, że to nas wybrał na swoich rodziców. Za nami dużo ciężkich dni, mnóstwo nieprzespanych nocy, kilka tygodni pobudek o 4, do tego całe 16 zębów i ani jeden z nich nam nie oszczędził. Ale tego się nie pamięta, to jest coś dziwnego. Chce się pamiętać zupełnie co innego. Lubię być mamą, wiele razy Wam to pisałam. To jest coś, w czym się spełniam, co sprawia, że ten rok, mimo, że nie był cholernie trudny to jednak był kolejnym najlepszym w moim życiu. Żaden inny wcześniej nie był dla mnie tak bardzo cenny, tak pełen miłości, bliskości i poczucia, że jestem dla kogoś najważniejsza.

Resztę zdjęć zdominowała najnowsza, grudniowa wiadomość. Jestem w ciąży, a Iwo będzie starszym bratem, będzie miał siostrę. Czeka nas zatem kolejny bardzo ciekawy, pełen wyzwań i nieprzespanych nocy rok. Rok, w którym zostanę podwójną mamą, mamą dwójki. Cieszę się, czuję podekscytowanie i zmęczenie na samą myśl. Jedyne czego nie czuję to strach i obawa, wiem, że będzie dobrze, że świetnie sobie poradzimy. Liczę na to, że tak jak w ciąży z Iwem uda mi się popracować do samego końca. Za mną już prawie połowa. Tym razem leci to o wiele szybciej, ale dobrze, bo ciąża to jakoś nie jest mój ukochany czas w życiu. Mamy się dobrze, czuję ruchy malutkiej, obie jesteśmy zdrowe, staram się być aktywna, nie mam żadnych większych ciążowych problemów. Termin mam na początek czerwca, Iwo będzie miał wtedy 2 lata.

Żadnego z wyjazdowych planów nie udało się zrealizować. Wszystkie musieliśmy sukcesywnie sami odwoływać, albo zostawały odwołane przez linie lotnicze. Bardzo tęsknię za wakacjami. Mieliśmy odpocząć na wiosnę we Włoszech, wyjechać ostatni raz we trójkę, zanim zajdę w ciążę. Nie udało się. Mieliśmy właśnie teraz wygrzewać się na plaży w ciepłych krajach, wszystko zaplanowane jeszcze rok temu, miały być wakacje życia, ostatnie bez malutkiej. Wygrzewam się na kanapie pod kocem. Nie ucieknie, polecimy we czwórkę, kiedyś, innym razem. Ale brakuje mi słońca, ciepła i tego wakacyjnego luzu.

Czego chcę od 2021? Tylko dwóch rzeczy. Żebyśmy wszyscy byli zdrowi i żeby nikt nam nie odbierał możliwości pracy. Tylko i aż, co? W obliczu 2020 staje się to wielkim marzeniem, które nie wiadomo czy uda się spełnić... Jak będziemy zdrowi i będziemy mogli normalnie prowadzić swoje zajęcia, to na resztę sami sobie zapracujemy, a jak nie, to i tak damy radę. Mam nadzieję, że ten rok był dla Was łaskawy i potraficie znaleźć w nim więcej pięknych niż trudnych wspomnień.

wtorek, 29 grudnia 2020

Nasza biblioteka | książki 1,5 rocznego Iwka

Obiecany post książkowy, na który tak czekacie. 
Uwielbiam książki i jeszcze kiedy byłam w ciąży z Iwkiem to wiedziałam, że będę czytała mu od samego początku. Bardzo mi się podobała ta idea, żeby zacząć jeszcze wtedy, kiedy wydaje nam się, że maluch ani nas nie słucha, ani za bardzo nie rozumie co my tam do niego mówimy. Pierwszą książkę kupiłam jak Iwo miał miesiąc. Były to wierze Brzechwy, potem czytałam mu Kubusia Puchatka. Wcześniej czytałam po prostu na głos jakieś swoje przypadkowe książki, przeważnie o rozwoju, wychowaniu, rozszerzeniu diety dziecka. Jakoś nie czułam klimatu dziecięcych bajek i książeczek dla maluchów, nie wiedziałam jak to ugryźć, co kupić i jeszcze czytać to na głos. Szybko mi się zmieniło, wraz z rozwojem Iwka, w tej kwestii dorastałam razem z nim do czytania bajek.
Z pierwszych ulubionych książek Iwa - „Pucio zabawy gestem i dźwiękiem”, do dziś jedna z ukochanych. Druga, którą wałkujemy od kiedy Iwo skończył 9 miesięcy jest „Gili gili słówka z ostatniej chwili”, bardzo nam pomogła w pierwszych słowach. Ah i jeszcze „Kto zjadł biedronkę”! Musiałam dopisać, bo dopiero teraz ją wypatrzyłam na zdjęciu, jak mogłam o niej zapomnieć. Jeśli oglądacie nas na stories, to wiecie jak bardzo jest już zniszczona i ile razy ją czytaliśmy na początku drogi z książkami. Dość długo nie był zainteresowany czytaniem, ani nawet oglądaniem książeczek. Jak już usiadł na trzy sekundy w jednym miejscu to zainteresowanie było znikome. Po kontakcie z jakąkolwiek z nich albo ją gryzł, albo próbował wyrywać kartki, rzucać nimi… Dużo z Was napisało mi wczoraj, że Wasze dzieci totalnie nie są zainteresowane. Iwo miał różne etapy. Jak niszczył książki, to leżały zawsze poza zasięgiem jego rąk, czytaliśmy tylko wspólnie. Jak niszczył i wyrywał mi książeczki z rąk, kiedy ja czytałam, to siadałam na fotelu i czytałam kiedy Iwo się bawił. Jak był zainteresowany to brałam go na kolana. Czytałam przeważnie wtedy, kiedy on był zajęty czymś innym, robiłam za słuchowisko w tle.

Teraz jesteśmy na etapie, że Iwo nie niszczy książek z kartonowymi kartkami i te czyta albo sam, albo czytamy wspólnie siedząc na ziemi. Leżą na półkach w zasięgu jego rąk. Część leży u niego w pokoju, część w salonie, codziennie podróżują, zależy co i gdzie Iwo chce czytać. Książki z normalnymi kartkami leżą wyżej i te czytamy tylko wspólnie, bo zdarza się coś jeszcze wyrwać. Przeważnie po przeczytaniu książeczki Iwo sam odkłada ją na półkę i przynosi kolejną.

Z aktualnych ulubieńców: wszystkie części "Pucia", „Śpij króliczku”, „Gruffalo”, „Na placu budowy”, „Wszyscy ziewają”, „Strażacy” z Akademii Mądrego Dziecka i „Niebostrada”. Raczej nie ma tutaj książeczki, której nie lubi lub po którą sam nie sięga. „Kicia Kocia i Nunuś" jest ok, ale już sama „Kicia Kocia” nie wzbudza jakiegoś wielkiego zainteresowania. Ma czasem takie fazy, że kilka dni może czytać jedną książeczkę, a potem na tydzień o niej zapomina. Albo siadamy do czytania i wyciąga same takie, których przeważnie nie rusza. Bardzo różnie, nie ma zasady. Nie mamy też takiej książeczki, którą trzeba koniecznie chociaż raz dziennie przeczytać. Ale są takie, które ja muszę co jakiś czas chować, bo już nie mogę na nie patrzeć... Ze świątecznych nowości u nas „Jano i Wito”, „Rok w lesie” i „Ulica Czereśniowa”. Iwo bardzo zainteresowany, „Jano i Wito” gonią popularnością „Pucia”.

Uwielbiam szukać, wybierać i kupować dla Iwka książki… Przeważnie wybieram tylko jedną książkę z serii żeby sprawdzić czy się spodoba, potem dokupuję resztę. Jeśli nie boicie się, że zbankrutujecie to mogę Wam polecić grupę na Facebooku - „Aktywne czytanie, książki dla dzieci”. Kopalnia wiedzy, pomysłów, inspiracji, motywacji do kupowania i czytania. Nasza bibliotekJa zamawiam ostatnio tylko na taniaksiazka.pl, wszystko tam jest, często jakieś promocje, dobre ceny, szybka dostawa do paczkomatu, nie miałam z nimi nigdy problemu. Zawsze mam zapisane kilka (kilkanaście…) pozycji na przyszłość. Jak coś mi wpadnie w oko, ktoś poleci coś ciekawego to wrzucam do koszyka. Święta, urodziny czy imieniny to super moment żeby podesłać do rodziny taką listę. Iwo na przykład w Święta dostał 10 nowych książek. A jeśli chcecie zobaczyć środek książki, bo czasem ciężko się zdecydować na kupno przez internet w ciemno, mimo wielu poleceń, to większość książek możecie obejrzeć na YouTube. Po prostu wpisujecie tytuł w lupkę i wyskakują filmiki, w których możecie zobaczyć recenzję i zawartość tej, konkretnej książki. Dla mnie fajna sprawa, od razu mam pogląd czy mi odpowiada czy nie.

Co mam na liście? Bo pewnie to też Was ciekawi.
"Jesień na ulicy Czereśniowej"
"Jano i Wito" których nam brakuje
"Jadzia Pętelka" nie mamy ani jednej
"Nakręcany samolot"
"Pędząca ciuchcia"
"Opowiem Ci mamo co robią auta"
"Opowiem Ci mamo co robią pociągi"
"Opowiem Ci mamo co robią psy"
"Moje pierwsze 100 pojazdów"
"Moje pierwsze 100 słów na wsi"
"Moje pierwsze 100 zwierząt"
"Wiewiórki które nie chciały się dzielić"
"Koala, Który Się Trzymał"
"Mysz, która chciała być lwem"
"Wilk, Który Się Zgubił"
"Rok w krainie czarów"
"Literkowa książka"

środa, 20 maja 2020

Nowy wymiar spacerowania | Scoot&Ride


Znacie nas i wiecie, że my nie umiemy za długo usiedzieć bezczynnie w jednym miejscu. Nie mogłam doczekać się momentu, kiedy razem z Iwkiem będziemy mogli uprawiać jakieś inne aktywności niż tylko spacerowanie i pływanie. Najpierw wymyśliłam bieganie z wózkiem, potem zaczęłam kombinować, szukać i czytać o rowerkach biegowych i jeździkach. W ten właśnie sposób wpadłam na Scoot&ride Highwaykick1. Wypatrzyłam ją kilka miesięcy temu jak Iwo był jeszcze malutki, już wtedy korciło mnie żeby od razu ją zamówić! A kiedy na kilku mamowych forach zobaczyłam ją wśród pomysłów na prezent z okazji roczku czy Dnia Dziecka, to wiedziałam, że to będzie idealny sprzęt dla Iwka! Cieszyłam się jak dzieciak, z pewnością bardziej od niego. Dużo mam wrzucało zdjęcia i filmiki maluchów, które jeszcze nie umiały samodzielnie chodzić, a na jeździku świetnie sobie radziły.
Przez chwilę nawet nie miałam wątpliwości czy Iwo sobie poradzi, czy zrozumie o co chodzi, czy nie spadnie, czy mu się spodoba. Jakoś od początku miałam dobre nastawianie i dobre przeczucie, że po jakimś czasie po prostu zacznie przebierać nogami. Najtrudniej oczywiście było się zdecydować na kolor, chyba żadnej kobiety nie dziwi ten problem. Potem się jeszcze zastanawiałam - kask czy bez kasku, ale znając Iwka i jego zamiłowanie do akrobacji, odpowiedź była raczej oczywista. Kask jest tej samej firmy co hulajnoga, Scoot&Ride rozmiar xxs-s. Jak widzicie został w pełni zaakceptowany, fajnie się reguluje z tyłu głowy dzięki czemu nie rusza się i nie zsuwa.
No i tak oto przed Wami kaskader Iwo we własnej osobie ze swoim nowym sprzętem. Chyba sami widzicie jakie emocje wywołuje u Iwka jazda na hulajnodze, ma z tego niesamowitą frajdę. Póki co zawsze zabieramy jeszcze ze sobą wózek, albo wychodzimy tylko pod blok i nie oddalamy się za bardzo. Z resztą każde wyjście z domu z tym sprzętem sprawia, że zaczepia i zagaduje nas mnóstwo osób podziwiając małego ziomka. Jak sobie radzi Iwo? Możecie zobaczyć na stories. Nie rozwija szalonych prędkości, nie umie skręcać, ale umie sam wsiąść i zsiąść, odpycha się nogami i przede wszystkim ma z tego przyjemność.


Na ten moment mogę Wam wymienić same plusy: hulajnoga jest stabilna, bezpieczna, wygodna, ma mięciutkie siedzisko, którego poziom można dostosować, mieści się do koszyka pod wózkiem, można ją powiesić na rączce, łatwo się czyści, błyskawicznie zmienia się z jeździka w hulajnogę, dosłownie w dwóch ruchach można ją rozłożyć na kawałki i spakować gdzie tylko chcecie. Minusy? Na dziś nie widzę, ale na przyszłość już wiem, że przydałby mi się zdalny hamulec, który mogłabym uruchomić z poziomu telefonu haha.


Jak tak sobie na niego patrzę to mu zazdroszczę tej hulajnogi! Jak już się ładnie nauczy jeździć, skręcać, synchronizować kierunek jazdy z moimi planami i nie będzie mi wycinał numerów to i ja sobie kupię, a co! Będziemy jeździć razem, ale będzie fajnie. Zawsze marzyłam żeby od małego zarażać go miłością do aktywności i do sportu. Jak widać póki co wszystko idzie w dobrą stronę. A te dzisiejsze zdjęcia do wyszły tak genialnie, jak z katalogu, aż sama się nie mogę napatrzeć!
Zobaczcie jak banalnie prosta i szybka jest zmiana jeździka w hulajnogę i z powrotem. Dosłownie trzy ruchy i już jest inny sprzęt. Nawet filmik instruktażowy Wam nagrałam!!!
Post powstał przy współpracy ze Scoot&ride. Więcej zdjęć małych i większych ziomków na hulajnogach znajdziecie tutaj, a kupić możecie między innymi tutaj.

piątek, 24 kwietnia 2020

11 to prawie jak 12 | jeszcze chwila i będzie roczniak

Iwo ma 11 miesięcy, waży 10 kilo, ma 6 zębów, biega, zjada wszystko co dostanie, jest bardzo pogodnym bobasem, uwielbia tańczyć, czytać książeczki, dzień zaczyna o 5, siedzi tylko podczas jedzenia, ma 3 drzemki w dzień, w nocy budzi się czasem 2 razy, a czasami 6, cały czas je mleczko, mówi po marsjańsku, krzyczy jak szalony, uwielbia bawić się w chowanego i ganiać się po domu. Najnowszy załadowany do systemu trik to samodzielne wyrzucanie pieluch do śmietnika.

No dobra, a teraz po kolei i od początku! Ostrzegam, bo będzie długo. Iwo rośnie w oczach i nie potrzebuję ani wagi, ani centymetra żeby codziennie być w szoku co to się z nim dzieje. Ważymy się na domowej wadze, najpierw wchodzi Marcin, potem Marcin z Iwem, a i tak to nie jest łatwa sztuka. Ubranka na 80 są już na styk, w zeszłym miesiącu jak pisałam podsumowanie to wisiały na nim, więc idealny dowód na to, że w tym miesiącu ruszył nie tylko z wagą, ale i ze wzrostem. Chyba najwyższa pora zacząć gromadzić ubranka na 86, to jest jakaś niekończąca się historia... Jestem na etapie szukania szortów i koszulek, kolejne buty też wypada już zamówić, bo 20 robi się przyciasna.
Jeśli chodzi o chodzenie to nie ma już mowy o niepewnych kroczkach, zastanawianiu się. Zasuwa jak szalony, podskakuje, biega. Zapomniał na dobre co to czworakowanie, jak się przewróci, to wstaje i biegnie dalej, nie potrzebuje już mebli żeby wstać, podnosi pupę do góry, odpycha się nawet jedną rączką i już go nie ma. Na działce chodzenie po trawie to jednak wyższa szkoła jazdy, jest nierówno, wystają jakieś dziwne, podstępne kępy traw i najbezpieczniej za rękę z mamą. A na trawie to najfajniej się siedzi i ją wyrywa. Iwo to mały przyrodnik i botanik, chyba po swojej prababci. Kocha listki, kwiatki, wszystko chce dotknąć. Uczymy się wąchać kwiatki. W domu jak stoją w wazonie to aż krzyczy żeby go podsadzić, żeby mógł dotknąć. Jedzenie kory i liści też się oczywiście zdarza.
Lęk separacyjny mam wrażenie, że już jest za nami. Na spacerze nawet potrafi się odwrócić i pójść kawałek nie zwracając uwagi na to, że nikt na niego nie patrzy i jesteśmy coraz dalej. Jak jest głodny i śpiący to wiadomo najlepiej na rączkach, albo przynajmniej w bezpiecznej odległości - czyli bezpieczny chwyt za nogawkę. Opatentowałam nowy sposób na głodomora, który krząta mi się pod nogami w kuchni. Przynoszę krzesełko do karmienia i daję mu przystawkę. On zadowolony, bo już je, do tego widzi wszystko co robię, a ja zadowolona, bo w spokoju mogę dalej gotować bez akompaniamentu płaczu, okrzyków i innych dramatów dobiegających spod moich nóg. Wszyscy dzięki temu spokojni, zadowoleni i uśmiechnięci, a taki prosty trik. 

W przeciągu tego miesiąca znowu przybył Iwkowi tylko jeden ząb i znów jest to górna dwójka. Jeden ząb na miesiąc to ja jestem w stanie przeżyć. Nie było tak źle jak przy wszystkich poprzednich. Ani razu nie miał gorączki, nie było też spadku apetytu, wręcz przeciwnie. Za to spanie w nocy... Musimy o tym mówić? Wiecie, ja mam takie podejście do życia, że nie roztrząsam tego co było, nie wspominam jeśli to nie było nic dobrego, zapominam najszybciej jak się da, a że pamięć mam bardzo słabą, to nawet nieźle mi to wychodzi. Jestem dzięki temu o wiele szczęśliwsza. No ale wracając do Iwkowych zębów, nie spał przez kilka nocy, budził się co godzinę, czasem częściej. Tylko cycuś naprawiał sytuację, nawet jak tak tam już nic nie było, ważne, że działało. Odsypiałam zawsze na pierwszej drzemce, inaczej bym padła.

Wszystko pokazuje palcem i mówi eee, czeka aż mu opowiem co to, co się dzieje. Na spacerze co sekundę znajduje kolejną rzecz i krzyczy, gada. Najciekawsze oczywiście drzewa i krzaki. Aaaa no i bijące w kościele dzwony, wszelkie samochody na sygnale, samoloty i szczekające psy! Nauczył się naśladować psy i nawet ze snu go potrafi wyrwać jakiś pod blokiem szczekający burek, tylko po to żeby zrobić „auau”... Z wypowiadanych słów nie ma żadnego postępu: mama, baba, papa. Dalej łączy po marsjańsku ze sobą różne dźwięki, szczególnie jak się naje, wtedy lata po domu jak wściekły i opowiada jakieś niestworzone historie. 
Domowym hitem są tańce! Z resztą obserwujecie nas na Insta, to widzieliście już nie raz pana tancerza. Tego się nie da odpowiedzieć, to trzeba zobaczyć! Tańczy w rytm każdej muzyki, tańczy w rytm kościelnych dzwonów, cofającej śmieciarki, ekspresu robiącego kawę... Da się lepiej? Bardziej wszechstronnego tancerza nie znam! Na początku machał tylko głową na boki, potem doszły ręce, następnie za ruchami głowy poszedł brzuch. Popłakałam się parę dni temu ze śmiechu jak naśladując mnie zaczął uginać nogi jak sprężynki do przysiadów.

Wreszcie jest bardziej delikatny i spokojny w stosunku do Zojeczki. Umie podejść i poklepać ją po grzbiecie, jak podchodzi do niego to od razu wyciąga rączki żeby ją dotknąć. Jak jest rozbrykany to wiadomo jest mniej delikatny, potrafi rzucić w nią zabawką, za mocno zacisnąć łapkę. Zoja przestała przed nim uciekać, pozwala sobie na więcej, nauczyła się, że jak Iwo wariuje to nie jest pora żeby się zbliżać. Zoja po powrocie do domu i tak samo po obudzeniu się z drzemki musi się przywitać obowiązkowo z Iwkiem, aż sam się już od niej odgania!
Jedzenie... Gościu ma chyba ze trzy żołądki... On nie ma roku, a ja już załamuję ręce? Nie chcę wiedzieć co będzie dalej! Po rozmowach z Wami, mamami niejadków jednak zaczęłam doceniać to, że my mamy „problem” w tę stronę! Iwo je przeważnie 4 posiłki, ale 3 też się zdarzają. Wszystko dlatego, że po pierwsze nie mamy stałych godzin jedzenia, po drugie jemy tylko wtedy kiedy Iwo jest głodny. Nie ma tu żadnej większej ideologii, po prostu czasem śpi dłużej, czasem krócej, na drzemki idzie kiedy jest śpiący. Ja nie mam ciśnienia na rutynę pod linijkę, mam wrażenie, że nie jest nam to potrzebne do szczęścia. Na śniadanie niezmiennie kaszka, jaglanka, owsianka z owocami, na drugie śniadanie placuszki warzywne - batatowe, szpinakowe, buraczkowe, cukiniowe. Zupa i drugie bez zmian. Mleczko rano i wieczorem przed snem, zostały już tylko dwa karmienia w dzień, Iwo odrzucił środkowe karmienie przed drzemką, nie jest zainteresowany. W nocy je...milion razy! Zobaczymy co będzie po wyjściu zęba, teraz ciężko cokolwiek więcej powiedzieć. Miesiąc temu cieszyłam się, że z talerzyka zaczyna znikać wszystko... W tym miesiącu muszę dopisać, że oprócz tego, że znika z jego talerzyka to i z połowa mojego! Jak jemy co innego to co chwila muszę donosić z kuchni, już się nauczyłam robić wszystkiego troszkę więcej, szczególnie mięsa. Pamiętam jak Iwo miał z 7/8 miesięcy i się martwiłam, bo nie smakowało mu mięso, chciał jeść same warzywa. No, to mi się syn naprawił. Je i mięso i warzywa i wszystko co położę mu na talerzu. Uważam to za moje małe zwycięstwo i jestem jeszcze większym zwolennikiem BLW niż byłam na początku tej drogi. Miłość do jedzenia jest tak ogromna, że Iwkowy radar nawet na dnie plecaka wykryje pudełko z ciastem! Znacie historię? W domu panowała totalna cisza, jak wiadomo to już samo w sobie jest podejrzane! Całe szczęście ciasto było zrobione pod Iwka, więc nic złego się nie stało. Za to ta mina do końca życia pozostanie w mojej pamięci! Drzwi chyba też były głodne...
Alergia dalej na gluten, jajka i bmk. Dołączają do tego orzechy. Gdybym sama nie była alergikiem to pewnie rwałabym włosy z głowy, ale biorę to na spokojnie, jest mnóstwo innych produktów do jedzenia i chyba dajemy sobie nienajgorzej radę. Bardzo chciałabym tylko zrobić badania pod kątem ewentualnych niedoborów, ale jak wiadomo na to przyjdzie jeszcze pora, teraz nie ma jak. 
Dalej zaczynamy dzień o 5... Przed porodem to był dla mnie środek nocy! Jestem nieżywa, szczególnie po tych kilku pobudkach w nocy, marzę tylko o tym żeby Iwo jak najszybciej poszedł na pierwszą drzemkę. No i zawsze o 9 już jesteśmy po drzemce, szykujemy śniadanie. Kolejna koło 13 do 14, potem koło 16:30 do 17:30. Bardzo mniej więcej, bo tak jak napisałam u nas to jest ruchome i zależne od tego co się szanownemu panu wymyśli. Wszystkie drzemki trwają od godziny do 1,5. Na noc zasypia 19:30/20:00. Ostatnio bywa też i tak, że pierwszej drzemki nie ma wcale i zaczynając dzień o 5 pierwszy raz zasypia koło 12... Skąd on bierze siły żeby cały ten czas dreptać, biegać, knuć, psuć i szaleć? 

Przestał szczypać, za to uwielbia dalej gryźć mnie w kolano albo palce u stóp, w zabawie ciągnie za włosy. Kaskaderskich akcji w tym miesiącu brak, zalicza spektakularne gleby, wstaje, otrzepuje się i biegnie dalej. Mam wrażenie, że mnie bardziej to boli jak na niego patrzę, niż jego samego. Uwielbia chodzić po domu i pić wodę, woda to życie, pije bardzo dużo. Nauczył się ostatnio pluć, pluje sobie pod nogi, a potem wywija orła na kałuży, którą sam sobie przed momentem zrobił pod własnymi stopami...
Do szalenie interesujących domowych zabaw ostatnio dołączyło wrzucanie wszystkiego do kibelka! Książeczki, klocki, łyżki, skarpetki, to już wszystko pływało. W ostatnim momencie niedawno Marcin uratował pilota... Zabawki w dalszym ciągu mało ciekawe. Chowanie i wyjmowanie z pudełek zajmuje go najbardziej, potrafi kilkadziesiąt minut otwierać, zamykać, wkładać, wyjmować. Nawet jak jest to kubeczek i piłka, pudełko po butach i gumka do włosów, no najprostsze na świcie przedmioty. Odkrył, że od kilku miesięcy pośród jego zabawek jest sorter z klockami, to chyba jedyna zabawka, która jest wykorzystywana aktualnie zgodnie z przeznaczeniem. Siedzimy razem i dopasowujemy klocki do dziurek, sam przynosi sorter z półki i pokazuje, że chce się nim bawić. Bardzo lubi to robić, potem zachęcony odnosi sorter na miejsce! Nie mogę się nadziwić jak on mając 11 miesięcy potrafi wykonywać takie proste polecenia. 

Dwie nowe umiejętności związane są z książeczkami i pampersami. Sam wybiera książeczkę, przynosi z półki i potem odnosi żeby wziąć kolejną. Leżą wyżej poza zasięgiem rączek, więc wiecznie stoi pod regałem i krzyczy żeby go podsadzić, żeby mógł sobie wybrać albo wymienić książeczkę. Upierdliwe. Ostatnio ćwiczymy na kilku bardziej pancernych książeczkach żeby stały jednak na poziomie rączek Iwka, ale kończy się różnie. Układanie książeczek na półce to też ostatnio jedna z lepszych zabaw. Niestety kończy się chodzeniem po nich, rzucaniem na ziemię, pracujemy nad tym. Ulubiona dalej Biedronka i Akademia mądrego dziecka. Na dobranoc i w ciągu dnia Kubuś Puchatek albo Chlup i Chlap. W dzień ostatnio leci radio, bo już bokiem mi wychodzą wszystkie piosenki z płyt. 
No i kolejny absolutny hit tego miesiąca jest taki, że Iwo po każdej, absolutnie każdej zmianie pieluchy musi sam wyrzucić ją do śmietnika. Niech się zdarzy, że ja zapomnę o tym, odłożę ją na bok albo sama wyrzucę to już jest krzyk. Wcześniej żeby pokazać Iwkowi zawsze robiliśmy to razem, ja trzymałam go na rękach i po prostu wyrzucałam pampersa do śmietnika. Pewnego dnia sam go zabrał i poleciał do kuchni, nie wiedziałam o co chodzi, a on stoi pod śmietnikiem i krzyczy żeby mu zestawić go na ziemię. U nas śmietnik stoi na blacie z uwagi na Iwka i Zojeczkę. Widok jest kapitalny, nie mogę się napatrzeć jak on drepcze z tym pampersem, a potem bierze zamach i wrzuca go do śmietnika, no kabaret!

Matko, chyba wyszło jeszcze więcej niż przed miesiącem. Wybaczcie... Obiecałam Wam na stories, że będę tak długo jechała na rowerku stacjonarnym aż nie skończę pisać tego posta, mija właśnie 80 minut, będziecie mieć mnie na sumieniu. Mnie jak mnie, ale moje spuchnięte nogi!

piątek, 20 marca 2020

10 miesięcy życia małego człowieka | uwaga idę

Dalej nie było nowych pomiarów, bo po kaszlach, katarach nastały zęby, potem trzydniówka, obustronne zapalenie uszu..... Chrysteeee, aż sama nie wierzę, że przeżyłam to wszystko w jednym kawałku! A teraz nastała era koronawirusa i szczepień nie będzie jeszcze przez jakiś, bliżej nieokreślony czas. Ważyliśmy się przed podaniem antybiotyku i Iwo ważył równe 9 kilo. Cały czas nosi ubranka na 80, mam wrażenie, że w tym miesiącu zatrzymał się z rośnięciem. To co na nim wisiało, wisi dalej. O 86 nie ma absolutnie mowy, na 74 chyba już nic nam nie zostało. 

W kwestii poruszania się mamy wielki krok naprzód! Iwo nie mógł być gorszy od swoich rodziców i poszedł mając 9 miesięcy! Chodzi... Nie ma dzisiaj chyba dla mnie piękniejszego widoku jak te jego chwiejne, niepewne kroczki. Chodzi między meblami, od ściany do ściany, potrafi przejść długość całego pokoju. Idąc potrafi zatrzymać się, kucnąć, podnieść zabawkę i pójść dalej. Cały czas głównym sposobem poruszania jest czworakowanie. Na spacerze siedzi tylko w wózku, z uwagi na obecną sytuację nie ma zupełnie sensu żeby pokazywać mu, że na dworze też można spacerować, dłużej będziemy mogli w spokoju jeździć w wózku. Jak sytuacja się uspokoi to zamawiamy buciki do spacerowania i ruszamy w świat!

Lęk separacyjny się pogłębił, ale tylko w domu. Przed wybuchem epidemii zupełnie nie było problemu żeby poszedł na spacer, albo został w domu z kimkolwiek innym, robił papa z uśmiechem na buzi i tyle. Za to w domu... Jeśli jest wyspany i najedzony to potrafi się pobawić sam nawet te 1,5 godziny. Ale jak do drzemki albo jedzenie jest bliżej niż dalej to mamo nie odchodź dalej niż na 2 metry! Czasem jest to bardzo męczące, szczególnie jak jestem w kuchni i chcę coś ugotować. Nosidło też się super sprawdza w sytuacjach super złego humoru, marudy i płaczka! Ja nie umiem robić czegokolwiek trzymając go na rękach, no po prostu nie. Podziwiam jak nie macie innego wyjścia.
Od zeszłego podsumowania przybył nam jeden nowiutki, bialutki ząb! Górna dwójka, jedna. Druga nie wiem gdzie się podziała, ale nie planuje się jeszcze pojawić na świecie. Może i lepiej, chwila spokoju zawsze się przyda.

Z umiejętności troszkę się zmieniło. Iwo jest ciekawski, zainteresowany wszystkim, zauważa nowe rzeczy w pomieszczeniu, pokazuje rączką, mniejsze rzeczy i rysunki w książeczce zaczyna pokazywać paluszkiem. Umie robić i mówić papa, przybija piątkę, robi cześć, daje mi buziaki, umie robić pierdziochy!!! Jak tylko zobaczy kawałek mojego gołego brzucha to aż przebiera nogami żeby mi zrobić pierdziocha haha. Mówi mama, baba, papa i zaczął w końcu składać różne inne literki ze sobą, krzyczeć, mruczeć, reagować dźwiękami na to co się dzieje. Mówi aaa i wyciąga rączkę jak coś chce, jak się naje to potrafi przez pół godziny gadać i pokrzykiwać.

Jest totalnie zakochany w Zoi! Bardzo chętnie ją głaszcze, choć ciągle nie ma w tym nic z delikatności... Zaczął się dzielić z nią swoimi zabawkami, wyciąga do niej rączkę z piłką albo misiem. Zoja też cały czas uczy się co można, a czego nie, ale jest spokojna, cierpliwa i delikatna, choć najchętniej zachowuje rozsądny dystans. Jak jesteśmy obok i namówimy ją żeby się pobawiła z Iwkiem to łaskawie zaszczyca nas swoją obecnością. Sami nigdy się nie bawią, Zoja ma Iwka za szczeniaka niewartego uwagi, a ten biedny jest w nią zapatrzony jak w obrazek. Na spacerze jak Zoja chodzi bez smyczy to Iwo nie spuszcza z niej wzroku, musi cały czas mieć ją na oku, nawet spać nie chce! Iwo nie chce spać na spacerze...No coś niebywałego.
Dalej jemy 3/4 posiłki. Śniadanie, obiad, zupka i 2 śniadanie albo podwieczorek. Różnie. Nie mamy jakiś sztywnych zasad, bardzo mi się to podoba, bo nie mam żadnego ciśnienia. Ostatnie 2 tygodnie są zupełnie inne, wiele się zmieniło! Iwo je pierś 2 maksymalnie 3 razy dziennie, w nocy też 2/3 razy. Super, bardzo mnie cieszą te zmiany. Po obudzeniu kp, potem śniadanie, obiad, zupka, podwieczorek, kp. Trzecie kp w dzień przeważnie wypada przed drzemką. Od kilku dni z talerzyka znika wszystko, jestem w szoku. Iwo chyba kumuluje energię na gorsze czasy, albo planuje dużo urosnąć. Jeszcze nie mieliśmy takiej sytuacji, czasem się zastanawiam ile jeszcze może się zmieścić w tym małym brzuchu. Bardzo fajnie radzi sobie z jedzeniem łyżeczką, ja nakładam, on zjada, oddaje mi łyżeczkę. Z resztą co ja Wam opowiadam, na bank obserwujecie nasz profil na Instagramie, w końcu jest tam już ponad 11 tysięcy osób... Ciągle ciężko mi uwierzyć, że tyle osób interesuje to co i jak je Iwo, to jest dla mnie tak niesamowite i tak miłe!!!

A z drzemkami to też ciekawa sprawa. Marcin jest w domu od 2 tygodni i od 2 tygodni wyglada to zupełnie inaczej. Iwo budzi się o 5:30......jak w zegarku! Iwo ma ksywkę Pan Budzik. Ale jak się zaczyna dzień o 5:30 to na pierwszą drzemkę idzie się o 7:00, śpi niestety różnie, od 30 minut do 1,5 godziny. Najgorzej, że nie ma normy. Potem zasypia koło 12/13 i też nie ma normy, czasem wstaje o 14 czasem o 16... No i przeważnie na tym kończy się spanie w dzień, w związku z czym kąpiemy się o 18:30 max o 19:00, bo już wszyscy ledwo żyjemy haha. Za to jest duży plus tej sytuacji, wieczór dla siebie zaczynam o 19:00/19:30!!!! Docelowo chcę odrobinę przesunąć tę drugą drzemkę żeby w spokoju doczekać do kąpieli, zobaczymy co z tego wyjdzie. Tym samym pożegnaliśmy dwie długie drzemki w ciągu dnia. Sami widzicie, cały czas jakieś nowości.
Jestem totalnie zakochana w tym małym człowieku. Siedzę i nie mogę się napatrzeć jak on się bawi, jak potrafi już powiedzieć co chce, a czego nie, jak pięknie sam je, chodzi, jak obserwuje to co go otacza, jak reaguje na Zoję. Bardzo się zmienił na przestrzeni tego miesiąca! Ze złych rzeczy to: zaczął gryźć, szczypać i ciągnąć za włosy, ostatnio mieliśmy przerwę w tych atrakcjach. Dalej mamy awanturki przy ubieraniu, zmienianiu pampersa, odbieraniu przedmiotów, które nie nadają się do zabawy, zwracaniu uwagi. Mamy też na koncie kilka kaskaderskich akcji zakończonych efektownymi upadkami! Ostatni wyczyn cały czas widnieje na czole niczym błyskawica Harrego Pottera. Tak się kończy przeciskanie między rowerkiem stacjonarny, a regałem z jakże ważnym rekwizytem w ręku jakim jest konewka... 

Ranking ulubionych zabaw w tym miesiącu: rozszarpywanie papieru toaletowego na wiór oczywiście, zjadanie faktur, wylewanie wody z psiej miski, wywalanie śmietnika do góry nogami, sprawdzanie poziomu wody w toalecie, okładanie czołem każdej możliwej powierzchni. Oprócz tego dwie arcy przydatne życiowe czynności: zdejmowanie prania z suszarki i wyjmowanie ubrań z pralki! Serio! Tylko ubrania z suszarki jakoś dziwnym trafem chce zdejmować tylko wtedy kiedy akurat je tam wieszam......A jak się domyślacie rzeczy z pralki najlepiej się wyjmuje właśnie wtedy kiedy ja je tam wkładam! Taki oto domowy pomocnik! Ah zapomniałabym, jak tylko gdzieś w domu pojawi się sterta poskładanych ubrań więcej niż pewne jest to, że Iwko-radar namierzy je szybciej niż przypomnę sobie o jej schowaniu i rozrzuci ją po calutkim pokoju. Musielibyście to zobaczyć jak on z aptekarską precyzją łapie każdą rzecz osobno i wyrzuca ją sobie przez ramię za siebie! Śmieszne to jest za pierwszym, drugim no i może trzecim razem, ale jak odbywa się to codziennie to już śmieje się z tego tylko Iwo. Zabawki ostatnio mało go interesują. Na dłużej zajmuje go wyjmowanie i wkładanie przedmiotów do pudełek, kartonów, koszyków. Znacznie chętniej cały czas wyjmuje niż wkłada, ale jak siadamy razem do zabawy to udaje się też chować, zamieniać miejscami itd. Najfajniejsze są małe przedmioty, zabawki, z którymi można raczkować albo chodzić jednocześnie trzymając je w rączce. 
Mamy też bardzo duży postęp w czytaniu książeczek. Jest zainteresowany, lubi to robić, sam wybiera i podaje mi książeczkę, którą mamy czytać. Absolutny faworyt to „Kto zjadł biedronkę” i „Bardzo głodna gąsienica”, bo mają dziurki, w które można wsadzać paluszki. Nauczył się sam przekręcać strony, nie mogę się napatrzeć jak on to śmiesznie robi, oczywiście muszę mu troszkę pomagać. Na dobranoc czytamy Kubusia Puchatka, w dzień wiersze Tuwima. Słuchamy piosenek z Disneya, muzyki klasycznej, Pomelody albo słuchowisk z wierszykami.

Ojej, chyba dużo wyszło! Ale sporo się dzieje, nie mamy chwili spokoju. Uwielbiam ten czas razem, mogę na niego patrzeć całymi dniami jak się uczy, odkrywa nowe rzeczy, dziwi tym wszystkim co go otacza. Jak zdziwiony dotyka kujących igiełek na choinkach w lesie, jak cieszy się na widok tulipanów w wazonie, jak uśmiecha się na widok Zojki, jak biegnie pod drzwi kiedy usłyszy dźwięk domofonu, jak mówi amam kiedy jest głodny i tańczy kiedy usłyszy muzykę... No kocham gościa!

środa, 26 lutego 2020

9 miesięcy | zęby to zło

Nie było nowych pomiarów, bo Iwo albo ma katar, albo kaszle, albo ma stan podgorączkowy.....więc szczepienia odwołane. A szkoda, bo mam wrażenie, że będzie spora różnica! No nic, poczekamy i niedługo się przekonamy. Wydaje mi się, że wyciągnął się na długość, a brzuszka chyba troszkę mniej. Ale jak widzę go codziennie, to sami wiecie, ciężko tak oceniać. Ubranka na 74 już praktycznie wszystkie schowane, 80 jest dobre, ale 86 jest jeszcze duuużo za duże. 
W kwestii przemieszczania nie ma wielkich postępów. Czworakuje tak szybko, że czasem nie mogę go w domu znaleźć! Jestem pewna, że gdzieś poszedł, a on już tam był trzy razy i jeszcze zdążył popsuć coś w drugim pokoju. Stawia samodzielnie pierwsze kroczki, ale z uśmiechem na buzi pada jak długi. Dalej wisi mi na nogawce, choć nauczył się stać bardzo stabilnie przy ścianie, przy lustrze, przy szafkach kuchennych bez uchwytów, bez trzymanki, więc jest już nieco łatwiej. Udaje się go zająć na jakiś czas, pod warunkiem, że jestem w tym samym pomieszczeniu.
Ostatnio siedziałam na kanapie i pracowałam na kompie, a Iwo bawił się na ziemi sam przez 1,5h no bajka! Ma już o wiele mniejszą potrzebę przebywania na rączkach, w pełni zadowala go jak ja schodzę do jego poziomu żeby z nim pogadać, poprzytulać czy pobawić się. Lament okropny rozlega się kiedy zamykam się w łazience. Wcześniej wszystko robiliśmy tam razem, ale musimy wymienić półkę na kosmetyki, bo z aktualnej wszystko można wyjąć, a wręcz zamaszystym ruchem wyrzucić jedną po drugiej prosto na ziemię uprzednio próbując czy oby na pewno nie jest to coś pysznego do schrupania... 
Zaliczyliśmy kolejny super wyjazd do Szklarskiej Poręby, pierwsze wspólne narty biegowe w Jakuszycach. Iwo był zachwycony, całą przygodę smacznie przespał w nosidle haha. No i pierwsze sanki w życiu! Śmiał się jak wariat.
Na basenie dawno nie byliśmy, bo człowiek przez te zęby jakiś chorowity. Właśnie... Zębiska! Są, całe CZTERY! Wyszły na przestrzeni dwóch tygodni... Koszmarny okres dla mnie, serio. Gorączki, gile po pas, kaszel, maruda, niejadek, płaczek, maminsynek. Nie chciał jeść, spać, bawić się. Najlepiej na rączkach, wybawiło nas nosidło! Spanie najlepiej obok mnie, pobudki i tak ze strasznym płaczem. Uhhh, mam nadzieję, że mamy to już za sobą i kolejne będą bardziej łaskawe!
Ale zębiska ma śliczne i tak bosko się teraz uśmiecha, że nie mogę przestać go rozśmieszać żeby się napatrzeć haha. Sami zobaczcie! Robi papa, cześć, przybija piątkę, daje buziaka, ale tylko mi! Mówi baba, mama i ostatnio nawet wychodzi amam kiedy siadamy do jedzenia. Tata nie chce mu przejść przez gardło haha, co za pech! Umie pokazać gdzie jest światełko, słoneczko i Zoja.
Je 3/4 posiłki, bardzo zależy od tego jak wyglada nasz dzień. Jest śniadanie, zupka, 2 danie i jak zdążymy to podwieczorek/kolacja. Zaczął więcej jeść! Mleczka nie odmawia, nawet jak bardzo się naje to lubi poprawić mleczkiem. Hity miesiąca to kasza gryczana i ryba, zajadał się jak szalony. Bardzo lubi zupy, chętnie pije wodę, za chrupki kukurydziane zrobi wszystko. Wykluczyliśmy póki co gluten, jajka i mleko, przez co trochę trudniej nam się je i komponuje posiłki, ale dajemy radę. Poczekamy jeszcze trochę i będziemy testować czy coś można zacząć znowu jeść.
Mamy za sobą totalny kryzys snu, ledwo żyłam, te zęby prawie mnie wykończyły! Ale wróciliśmy już do jako takiej normy, wstajemy 2/3 razy tylko na jedzenie i śpimy dalej! Drzemki w dzień ostatnio mocno ewoluowały, są tylko dwie i trwają po 2h... Błagam, niech to się nigdy nie zmienia! Uwielbiam to, w końcu mogę coś zrobić, ugotować, pozmywać. O trenowaniu wtedy nie ma mowy, nie chce mi się, nie mam gdzie, bo w domu...bałagan haha! Jak szły zęby to spałam kiedy tylko mogłam, nawet jak nie było ugotowane i posprzątane, a i tak ledwo funkcjonowałam. 
Przestałam mieć małego bobasa, mam małego chłopca i nie mogę się napatrzeć. Nauczył się, że może mieć swoje zdanie, które bardzo chętnie manifestuje... Szczególnie podczas ubierania, zmieniania pampera, zapinania w wózku czy foteliku, no i kiedy nie pozwalam się bawić czymś, co do zabawy się po prostu nie nadaje, a Iwo widzi w tym największą rozrywkę tego dnia. Krzyczy, płacze, wyrywa się, próbuje ile może. Najchętniej bawi się plastikowymi pudełkami na jedzenie, gumkami sprężynkami do włosów, łyżkami, koralikami, kablami, pilotami. Z zabawek uwielbia piłki, rzuca, gania, łapie, podrzuca. Lubi też burzyć wieże z klocków, szpulek czy kulek, ma ubaw po pachy jak denerwuję się na żarty za każdym razem, że znów mi zniszczył budowlę. Wreszcie jest jakiś przebłysk we wspólnym czytaniu książeczek, choć cały czas najchętniej je gryzie... Dalej nie mamy grających ani świecących zabawek i jakoś nikt z tego powodu nie cierpi. Rośnie za to kolekcja płyt z muzyką i piosenkami, non stop coś u nas leci. Można śpiewać i tańczyć całymi dniami. 
Chyba o niczym nie zapomniałam, mam taką nadzieję! Cieszę się, że rośnie, jest zdrowy i uśmiechnięty. To jest kolejny najlepszy nasz wspólny miesiąc. Zęby nie są łatwe, lęk separacyjny też, nauka chodzenia przy mojej nogawce tak samo, ale w życiu bym nie chciała wrócić go czasów jak był mniejszy, nie przemieszczał się, nie gadał, nie protestował. Teraz po prostu jest najfajniej, a będzie jeszcze lepiej!

wtorek, 4 lutego 2020

8 miesięcy | bardzo spóźnione

Zdecydowanie królem, tfuuu królową organizacji czasu to ja nie zostanę... Musicie mi wybaczyć i zaakceptować, że u mnie wszystko dzieje się z mniejszym lub większym poślizgiem! Obiecuję, że następne podsumowanie zacznę pisać już jutro, to może do 18 lutego się wyrobię. Ale kurcze, wiecznie brakuje mi na coś czasu. Codziennie muszę wybierać, albo trening albo czysta chata, zakupy albo pranie, wieczorne oglądanie filmu albo ogarnianie internetowego życia. Taki codzienny labirynt pomiędzy tym co chcę, co muszę, co powinnam. Czasem idealnie zorganizowana, a czasem beznadziejnie goniąca za obiadem, z bałaganem, cebulą na głowie, niewyspana. Jedno jest u nas pewne, nudno nie jest!
Ostatnie pomiary: 8,6 kg i 72cm! Powoli chowamy ubranka na 74, 80 jest już dobre! W kwestii przemieszczania się znowu nastąpiła kolosalna zamiana! Miesiąc temu cieszyłam się, że Iwo zaczął siadać i robi to co chwila, że robi dwa kroczki na czworaka... Mhm! Teraz siedzenie jest dla leszczy, a pozycja na czworaka służy do pogoni za psem albo za mamą, która wiecznie ucieka po domu i nie daje się złapać. Bo jak tylko dam się złapać, to robię za słup do wspinaczki. Pierwszy raz stanął na nogach w Święta i od tamtej pory nie ma lepszej zabawy i fajniejszej pozycji do obserwowania świata! Nie no sorry, lepiej jest jednak na rączkach, szczególnie w kuchni jak robimy śniadanie albo jak gotujemy obiad... Dzięki synek!
Przydałby nam się kitchen helper, tylko kurcze, nasza kuchnia jakaś taka za mała na takie atrakcje... Chodzenie przy meblach i przy kanapie opanowane do perfekcji, kucanie i siadanie ze stania też, choć na początku myślałam, że już do końca życia będzie przewracał się jak kłoda! Trzymany za rączki zasuwa jak szalony, śmiejemy się, że on nie chodzi tylko od razu biega. Nie mogę wyjść samotnie z pokoju, Iwo jest zawsze w zestawie, wieczna pogoń na czworaka. A jak się sierota zagapi, pochłonie go zabawa, to w moment uruchamia alarm i na sygnale sunie przez cały nasz "wielki" dom w poszukiwaniu mojej nogawki. Jak tylko mnie zobaczy to zaczyna rechotać ze śmiechu i się uśmiechać... No wariatkowo! Jak kąpię się SAMA pod prysznicem to stoi przyklejony do kabiny prysznica, wyje, wyglada jak porzucona sierota, aż mam wyrzuty sumienia, że miałam czelność się wykąpać. Jedzenie w samotności? No way! Nie tyle zazdrość, że ja jem, a on nie, co „Mamo, spoko, możesz sobie jeść w spokoju, ja sobie TYLKO poćwiczę stanie i spadanie akurat przy Twoim krzesełku” z głową oczywiście pomiędzy nogami od stołu i 3 innych krzeseł....... Dzięki synek po raz kolejny!
Pojawiły się pierwsze istotniejsze postępy na basenie! Umie z siadu sam wskoczyć do wody i zanurkować, trzymany za rączkę sam chodzi po materacu żeby potem zrobić skok z nóżek, przy dużej asekuracji w makaronie z blokadą utrzymuje się i nawet przemieszcza, tak, macha nóżkami! Jest mały bunt na pływanie na plecach, ale pracujemy nad tym. Potrafi machać jednocześnie rączkami i nóżkami pływając na brzuszku, goniąc za zabawką, rozkosznie ochlapuje przy tym wszystkich w okolicy. Bardzo mało brakuje żeby samodzielnie trzymał się brzegu bez pomocy. Niestety odkrył, że woda w basenie „nadaje się” do picia... Moja teoria o tym, że gdzieś jest więcej i lepiej, żeby gdzieś było gorzej, idealnie się sprawdza w dalszym ciągu. Równowaga zachowana. Iwo nie gada, nic a nic!!!! Uparta z niego bestia... Umie robić papa, reszta to dalej czarna magia. Więc inteligencja ruchowa ukradła wszystkie punkty inteligencji językowej!
Wprowadziliśmy trzeci posiłek. Zależy od tego jak nam się dzień ułoży jest to drugie śniadanie albo podwieczorek w postaci jogurtu kokosowego albo sojowego z jakimś dodatkiem warzywnym albo owocowym. Na śniadanie dalej kaszki, owsianki z owocami, obiady mięsko, rybka, albo same warzywka, do tego kasze, ryże, makarony. Lubi jeść łyżeczką, ostatnio nawet woli być karmiony, bo rączki zajęte jedzonkiem... Bardzo lubi pić zupy kremy z Doidy. Bboxa mamy zawsze pod ręką, bo mógłby pić i pić bez końca. Nauczył się częstować innych przy jedzeniu, ma z tego taaaaką frajdę, że zapomina o karmieniu samego siebie. Nie lubi ziemniaków, marchewki i hummusu. Dalej uwielbia zielonego ogórka i wszystko inne mokre, soczyste, z dużą ilością soku.

Pojawił się lęk separacyjny i zaczęły odzywać się zęby. Mamy na koncie też pierwsze przeziębienie, gile po pas, zapchany nos, stan podgorączkowy, zapalenie spojówek.
Opcja „sen nocny” uległa trwałej awarii... Do czasu do kiedy mam wstawać żeby nakarmić i odłożyć śpiocha do łóżeczka, nie mam problemu żeby robić to kilka razy w nocy. No po prostu rozumiem, że tak musi być, nie jest to dla mnie jakieś bardzo uciążliwe. Ale! Jak budzi mnie okrutny ryk, jak po karmieniu nie da się gościa odłożyć, jak budzi się zanim dotrę do własnego łóżka. Odpowiadam zbiorowo, nie, nie wezmę go do naszego łóżka, bo nie umiem z nim spać, oznaczałoby to dla mnie tyle samo snu co teraz! W dzień ma 2/3 drzemki. Pierwsza koło 2h po wstaniu, kolejna bardzo różnie i bardzo różnie też trwa, ale ostatnio coraz częściej koło 1,5h!!!! Wygrałam na loterii normalnie hahaha. Trzecia drzemka udaje się tylko kiedy ta druga trwa marne 30min. Ale 3x po 30 to i tak bosko! Można wypić gorącą kawę, a w dramatycznych momentach też pójść spać.
Czytamy książeczki, tańczymy, śpiewamy i gramy. Zaczęliśmy razem biegać, pływamy, turlamy się, siłujemy, ganiamy po domu. Razem jemy, razem gotujemy, razem sprzątamy, pranie też razem wieszamy. Czego my razem nie robimy... Z miesiąca na miesiąc kocham coraz mocniej i coraz bardziej lubię to nasze wspólne, szalone na swój sposób życie. Dalej przez myśl mi nie przechodzi, że miałabym iść do normalnej pracy i nie spędzać z nim całych dni. Wiadomo, czasem mam dość, wszystko mnie denerwuje, chcę wyjść i nie wrócić... Ostatnio nawet częściej niż dotychczas! Ale jak się wyśpię i najem to mi przechodzi haha.