czwartek, 30 maja 2019

Zoja i jej pisklak | jak zareagowała na nowego człowieka?

Dostaję od Was dużo pytań odnośnie psa. Jak sunia zareagowała na Iwka? Co zrobiła jak przynieśliśmy małego do domu? Jak się zachowuje i czy jest zazdrosna? Czy lubi nowego człowieka? Zacznę od tego, że nie mieliśmy żadnych obaw, nie martwiliśmy się zupełnie o to jak to będzie po porodzie, nie czytaliśmy porad, nie nastawialiśmy się negatywnie na spotkanie psa z noworodkiem. Sunia jest z nami 3,5 roku. Śpi z nami w łóżku, wyleguje się na kanapie, wszędzie z nami wyjeżdża, mówimy do niej jak do człowieka, z pewnością myśli też, że nim jest. Mieliśmy już w domu zatem jedno dziecko, w dodatku totalną jedynaczkę. 
Pierwsza reakcja na Iwka? Przynieśliśmy go do domu w foteliku, postawiliśmy na podłodze w przedpokoju i czekaliśmy. Sunia najpierw nie zwróciła na niego uwagi, była tak za mną stęskniona, że nic innego nie miało znaczenia. Potem z ciekawością go wąchała. Jak położyliśmy młodego na łóżku żeby się zapoznali to chciała się z nim bawić, skakała dookoła niego, ale jednocześnie bała się każdego jego ruchu i szybko się odsuwała. Bardzo zabawnie to wszystko wyglądało. Iwek jak to Iwek, grzecznie sobie leżał i gadał jak pisklak.
Od następnego dnia zapanowała totalna, bezgraniczna miłość do malucha. Nie odstępuje go na krok, przybiega do Iwka jak ten zaczyna płakać, chodzi za nami po domu, jak mały płacze to Zoja musi go powąchać żeby sprawdzić czy nie robimy mu krzywdy. Jak Iwo leży na kanapie, na kanapie jest też Zoja, jak Iwo jest w łazience, to łazience jest też Zoja, jak przebieramy pampersa, to zawsze mamy towarzystwo. Jak Iwo puszcza bąki i robi kupę to Zoja siedzi i kręci głową słysząc takie dziwaczne dźwięki, a potem podchodzi i wącha, prześmieszne to wyglada. Jak przebieramy się na przewijaku to mamy rytuał, że trzeba dać Zojce pisklaka do powąchania żeby sprawdziła czy wszystko z nim ok, inaczej podskakuje z czterech łap i płacze. Jest bardzo delikatna i czujna na nasze reakcje. Nie skacze po nim, nie włazi na niego, nie kładzie się na nim. Nie było ani razu przez te 10 dni sytuacji kiedy musieliśmy odsuwać psa od malucha. Nie licząc momentów kiedy Zoja chciałaby zalizać na smierć z miłości, dosłownie. 
Znalazłam idealne zdjęcie do tego co chcę napisać haha. Jest jeden szkopuł, czy jedna rzecz, która potrafi być denerwująca. Sunia jest bardzo zazdrosna. Ale nie w negatywnym stopniu, po prostu jak karmię Iwka, jak trzymamy go na rękach, trzeba mieć koniecznie drugą rękę wolną, specjalnie przeznaczoną do głaskania. Staramy się oczywiście poświęcać jej nawet więcej czasu niż przed porodem, wiemy, że i dla niej to nowa sytuacja. Jakaś dziwna poczwarka, która przyszła nie wiadomo skąd ukradła jej rodziców. Mimo miłości do pisklaka wiemy, że potrzebuje naszej uwagi bardziej niż kiedyś. Zabawek jeszcze nie mamy, ale już wiemy, że z pewnością będą wspólne. Łóżko, kokon i rożki już zostały przetestowane. Nie, nie mamy problemu z tym, że pies dotyka rzeczy malucha. Wszystko w granicach zdrowego rozsądku.
Jeszcze spacery! Pomińmy to, że nie jest to jeszcze moja mocna strona... No pokonuje mnie chodzenie z tym nygusem i z wózkiem, ale myślę, że chusta rozwiąże nasze problemy i pozwoli na spacery bez nerwów! Zoja uwielbia wychodzić z pisklakiem, jest przeszczęśliwa. Jak szykujemy się do wyjścia z domu to jest turbo szaleństwo, skoki, radosne odgłosy, bieganie po wszystkich pokojach, z kuchni do łazienki, z małego pokoju na kanapę w dużym. Sprawdza gdzie maluch, czy oby nie zostawimy go w domu. Jak wracamy do domu z Iwem, a Zoja tam na nas czeka, to tak samo po przyjściu jak z nami tak z małym musi się przywitać. Podsumowując, mamy to szczęście, że Zoja bardzo fajnie odebrała małego i nie musimy się zupełnie martwić o ich kontakt. Śmieję się, że mam w domu bliźniaki. Nie mogę się doczekać jak Iwo będzie większy i będą się razem bawić. 
Miał być krótki i treściwy post, a jak zaczęłam pisać to się okazało, że mam Wam tyyle do powiedzenia. Jestem ciekawa jakie Wy macie doświadczenia!!!

sobota, 11 maja 2019

Z pamiętnika ciężarówki | część 4

08/05
7 dni do terminu. Co robię żeby urodzić? Tydzień temu, zaczynając 39 tydzień ciąży, skończyłam pracować. Do końca kwietnia prowadziłam jeszcze zajęcia z dziećmi na basenie i to nie tylko z brzegu, kicałam dzielnie razem z nimi w wodzie. Oprócz tego, właśnie skończyliśmy się przeprowadzać, nie będę Wam tłumaczyć ile to pakowania, rozpakowywania, sprzątania, składania, chowania, układania oznacza. Wierzę, że choć raz w życiu sami przez to przechodziliście i lubicie to z równie mocną wzajemnością co my! Zaczęłam chodzić na siłownię. Tak, tak ja wiem, widzicie oczami wyobraźni te martwe ciągi, przysiady ze sztangą i interwały na bieżni. Mhm, chciałoby się, oj chciało! A w rzeczywistości? 30 minut na rowerku z obciążeniem z numerkiem 1, a potem 30 minut wygibasów ciążowych i rozciągania. Wiecie jaka jestem po tym zmęczona?! Nie wyobrażacie sobie nawet jaki to jest wysiłek przy tych dodatkowych kilogramach, z gościem w brzuchu, po tylu tygodniach, ba, miesiącach bez pożądanego treningu. Tak się zastanawiałam ostatnio czy jest coś, czego jakoś bardzo mi w ciąży brakuje. Tak bardzo, bardzo to nawet nie ma, aż się sama zdziwiłam. Ale jak zaczęłam myśleć to znalazło się kilka rzeczy, do których chętnie wrócę. Numer jeden - spanie na brzuchu, potem solidny, okrutny trening, ale taki żeby zalać się potem jak świnka. A potem to już takie przyziemne rzeczy jak tatar, krewetki, parmeńska i shisha. A i jeszcze te wszystkie sportowe legginsy, w które brzuch już od dawna się nie mieści, które od miesięcy płaczą z samotności, leżąc w ciemnym kącie. A i jeszcze obcinanie paznokci u stóp bez uprawiania jogi, choć pedi u kosmetyczki ostatnio całkiem przypadł mi do gustu hihi. Codziennie po kilka razy maszeruję po schodach, góra, dół, dół, góra. Już sąsiadeczki się śmieją, że chyba bardzo chcę urodzić... Nie no co Panie, marzy mi się ciąża jak u słonia (21 miesięcy)! Łykam olej z wiesiołka, piję herbatkę z liści malin. Tańczę, kręcę pupą na piłce, rozciągam się, masuję wszędzie gdzie trzeba, z niemężem przytulam. A Iwo siedzi dalej, najwyraźniej pogoda mu się nie podoba.
09/05
6 dni do terminu. Jak się czuję? Pytanie, które słyszę częściej niż cześć i dzień dobry. Pytanie, którym wita się ze mną dosłownie każdy. Czasem myślę, że oni wszyscy i Wy wszyscy to jeszcze mniej macie cierpliwości ode mnie, a myślałam, że to niemożliwe. A czuję się właśnie bardzo dobrze, znacznie lepiej niż przez ostatni czas. Praktycznie nic mnie nie boli, nigdzie mi nie strzyka, nie jest mi jakoś znacznie ciężej, śpi mi się dobrze, nie puchnę, siku nie biegam, jem normalnie. Nic nadzwyczajnego jak na ostatnie dni ciąży. Znacznie gorzej je sobie wizualizowałam. Zawsze powtarzam, że lepiej się nastawić na gorsze i być miło zaskoczonym, niż dostać obuchem w łeb, bo się miało nadzieje na bóg wie co! Brzuch rośnie i się obniża, słyszę to od każdego... Iwo wierci się jak szalony, kocham to uczucie, będę tęsknić okrutnie za tymi kopami prosto w żebra, teraz już to wiem. Bilans? Na wadze około +11, więc bosko, ja jestem zadowolona. Rozstępów brak. Cellulit jest, ale jakby mniejszy niż przed ciążą? Możliwe to?! W sumie jem więcej owoców, warzyw, piję więcej wody, więcej się smaruję, szczotkuję i masuję... Ruchu tylko znacznie mniej. Z cerą problemów nie mam, chyba że tknę coś co ma gluten, wiadomo. Faza na arbuza, truskawki, zielonego ogórka trwa w najlepsze.

10/05
5 dni do terminu. Obiecałam sobie cały dzień nic nie robić i odpocząć. Powiedziałam, że będę leżeć, kawę pić i seriale oglądać. No nawet się udało, a u mnie to niełatwe, bo szczególnie teraz na końcówce to umiejetność nic nie robienia totalnie u mnie zanikła! Dobrze, że miałam dużo do zrobienia w internetach, to jakoś mi się specjalnie czas nie dłużył. Ale takie siedzenie na zadzie to totalnie nie dla mnie. Po całym dniu nic nie robienia tak we mnie emocje wezbrały, że ryknęłam wieczorem jak bóbr z totalnie nieznanego mi powodu... No dramat! Znaczy wniosek jest jeden, że lenistwo to jednak totalnie nie dla mnie, moja głowa cierpi katusze. Jutro idę na siłownię i na zakupy, a w niedzielę jadę na działkę. A zaraz lecę wstawić pranie, wyjąć rzeczy ze zmywarki i trochę poprasować. Uf, wreszcie zrobię coś pożytecznego dla świata, od razu mi lepiej! To jest adhd czy pracoholizm?
11/05
4 dni do terminu. Czekanie to cholernie męczące zajęcie. Szczególnie jak czeka ze mną cała moja rodzina, cała rodzina mojego niemęża, wszyscy znajomi i nieznajomi, wszyscy Wy, klienci, sąsiadki i koleżanki babć... I wszyscy w kółko zadają pytanie: Czy to już? Czy Ty jeszcze nie urodziłaś? Cholernie miłe i wzruszające jak tyle ludzi czeka na to, co noszę pod sercem, na kogoś, na kogo kiedyś wydawało mi się, że czekam tylko ja jedna. Ale jak codziennie mam nadzieję, że to już, teraz, za momencik i biorąc pod uwagę, że już nie pracuję (jak 40tc można nazwać już), że siedzę w domu, robię wprawki do kury domowej, niemąż w pracy całymi dniami to oszaleć idzie jak zostaję sam na sam z tym czekaniem. Najlepiej nie myśleć, głowę czymś innym zająć, zapomnieć o tym, że to krąży, nadchodzi i zbliża się wielkimi krokami. Już się przestałam nawet bać tego porodu, na koszt tego jak bardzo chciałabym go mieć za sobą. Bo jak tak siedzę i czekam to wymyślam głupoty, czytam te internety i te miliony dziwacznych, nie zawsze super pozytywnych historii i wspomnień z porodu. No pierze mózg, w skrócie. Teraz to się doczekać nie mogę, ciekawe jak szybko po porodzie będę pakowała Iwka z powrotem tam skąd przyszedł, bo będę padała na nos ze zmęczenia, bezradności i bezsilności!

czwartek, 2 maja 2019

Torba do szpitala | 13 dni do terminu


Wreszcie jest i on! Post, o który wiele z Was pytało i wiem, że wiele z Was bardzo na niego czekało. Niekoniecznie chciałam go udostępniać jeszcze przed porodem, bo nie potrafię Wam jeszcze powiedzieć co mi się sprawdziło i czy tego wszystkiego faktycznie potrzebowałam podczas porodu i pobytu w szpitalu. Ale uznałam, że może te z Was, które rodzą jeszcze w maju zdążą z niego skorzystać, a ja zaraz po porodzie będę miała przecież możliwość nanieść jakieś swoje uwagi i poprawki. Taki post też będzie fajny. 

Dwie najważniejsze uwagi jeśli chodzi o pakowanie się do szpitala:
  1. Spakować najmniej jak tylko to możliwe.
  2. Przed pakowaniem sprawdzić jakie wymagania ma nasz szpital, często na stronie internetowej podana jest lista.

U mnie w szpitalu zalecane jest zabranie jednej dużej walizki na kółkach, która jest o niebo lepsza od miliona małych tobołków. Moja walizka wydawała mi się duża, dopóki nie zaczęłam jej pakować... Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie będzie to wcale takie łatwe zadanie. Nie chodzi tu o ilość ubrań czy wymyślnych bajerów, ale same podkłady, pampersy, papierowe ręczniki, papier toaletowy zajmują już kupę miejsca.
Do rzeczy najbardziej przyziemnych, ale o których łatwo zapomnieć jeśli nie nosimy ich na codzień przy sobie, zaliczam dokumenty. Ja mniej więcej od połowy ciąży nie wychodzę bez karty ciąży i ostatnich badań z domu! Mam schizę, że poród zastanie mnie w najmniej spodziewanym miejscu i jakoś spokojniej czuję się mając po prostu przy sobie, tym bardziej, że nie zajmuje to dużo miejsca.
  • dowód osobisty
  • karta ciąży
  • grupa krwi
  • krew + mocz
  • ostatnie USG
  • HCV/WR/HIV/HBS
  • Posiew GBS

Część walizki poświęcona dla Oleńki. Na samym wierzchu oczywiście to, co najbardziej przyda się do porodu czyli:
  • kreacja do porodu - koszula Dolce Sono
  • Klapki Crocsy
  • woda z dzióbkiem
  • termofor z pestkami wiśni
Nad życie nie lubię spać w koszulach nocnych, nie jestem zatem znawcą w tym temacie. Na różnych mamowych grupach na FB doczytałam się, że koszule z Dolce Sono (Allegro) są tanie, bawełniane, porządne i fajnie się sprawdzają do karmienia. Kupiłam 4, zobaczymy. Przetestuję i z pewnością dam Wam znać czy się zgadzam. Zamówiłam też i szlafrok, kolejna część garderoby totalnie mi obca, ale w zestawie z koszulami prezentuje się całkiem wyjściowo haha. Za całe zamówienie zapłaciłam 170 zł, wydaje mi się, że nie jest to dużo. Wiele sklepów z ciążowymi ubraniami za tyle sprzedaje jedną koszulę, więc czuję się jak prawdziwy hunter!

    • 3x koszula do karmienia Dolce Sono
    • 2x stanik do karmienia H&M
    • szlafrok Dolce Sono
    • mały + duży ciemny ręcznik
    • 2x bawełniane majty H&M
    • skarpety
    • kosmetyczka
    Z rzeczy do kupienia w aptece i Rossmannie. Ja swoje zamówienie robiłam w Aptece Gemini, myślę, że jest to jedna z tańszych aptek internetowych, do tego asortyment ma ogromny, dostawa sprawna, szybka i nigdy nie miałam z zamówieniami najmniejszego problemu, więc szczerze mogę polecić.
    • wkładki do biustonosza Baby Ono
    • wkładki laktacyjne Medela (nie są to osłonki/kapturki)
    • 2x podkłady poporodowe Bella (w domu zostają kolejne 2)
    • podkłady higieniczne Seni 60x90cm
    • 4x majtki wielorazowe Horizon
    • 2x ręcznik papierowy
    • papier toaletowy (tak, w moim szpitalu jest na liście do zabrania)
    • Tantum Rosa
    • Lanolina Ziaja
    Kto był w szpitalu, ten wie i nie muszę mu tłumaczyć. Kto nie był, niech wierzy na słowo, że brak takich małych, drobnych rzeczy potrafi uprzykrzyć życie. Bo jak zjeść obiad nie posiadając widelca? Albo co zrobić jak zgubi się jedna, jedyna gumka do włosów? A jak miło jest napić się swojej ulubionej herbaty ze swojego ulubionego kubka?
    • żelki, krówki, owoce w tubce
    • pomadka
    • 2x gumka do włosów
    • kubek + herbata/ziółka
    • sztućce
    • ładowarka
    • powerbank
    • słuchawki

    Dla Pana Iwa najważniejsze do spakowania zdecydowanie są ubranka. Spędzają sen z powiek i zaprzątają głowę każdej przyszłej matce przez tygodnie. Jaki rozmiar zabrać do szpitala? Wziąć tylko jeden rozmiar, dwa, a może trzy dla bezpieczeństwa? Body na krótki rękaw czy na długi? Ubranka przez głowę czy kopertowe? Pajace czy jednak półśpiochy? A w ogóle co to do cholery są te półśpiochy?! Luz, ja też na początku bałam się za to zabierać, bo nie wiedziałam co się z czym je.
    • pierwsze ubranko: pajac + bodziak na krótki rękaw 56 + czapka + skarpety 
    • 2x pajac + bodziak na krótki rękaw 56
    • 1x pajac + bodziak na krótki rękaw 50
    • czapeczka niewiązana
    • skarpetki
    Ubranka mamy zatem załatwione, zostało jeszcze kilka niezbędnych rzeczy. W domu zostaje oczywiście wiele innych kompletów, które w każdej chwili można dowieźć. Nie mieszkamy 500 km od szpitala, nie będę też rodziła sama. Wychodzę z założenia, że zawsze można coś dowieźć, nie muszę być przygotowana na każdą ewentualność, zważywszy na to, że walizka niewielka, a do domu blisko. Co tam jeszcze?
    • 5x pieluszka tetrowa Motherhood
    • 3x pieluszka flanelowa Motherhood
    • kocyk Lullalove
    • rożek Lullalove
    • ręcznik na wypadek kupy po uszy
    • butelka + smoczek
    • paczka pieluch Dada
    • mokre chusteczki WaterWipes
    • maść Linomag

    Na szkole rodzenia poradzili nam żeby i dla taty przygotować kilka rzeczy, bo nie wiadomo do końca w jakich okolicznościach i jego zastanie poród. Czy nie będzie na przykład na służbowym spotkaniu w pantoflach i pod krawatem.
    • koszulka
    • spodnie dresowe
    • klapki
    • kubraczek - do kupienia w rejestracji
    • jedzenie + picie
    • drobniaki do automatu

    W aucie czeka zgrzewka wody i laktator. A w domu fotelik z ubrankami na wyjście dla bąbla i ciuchy dla mnie. Myślę, że lepiej przygotować wcześniej szczególnie ubranie dla siebie, co by nie dostać od cudownego, rozgarniętego męża/niemęża na przykład jeansów sprzed ciąży w prezencie do ubrania tuż po porodzie... Albo innego wdzianka, w które za żadne skarby świata od 9 miesięcy nie wchodziła nam nawet jedna raciczka...
    Nie wiem czy to wszystko, mam nadzieję, że tak. Jeśli macie jakieś sugestie albo pytania to śmiało piszcie.