środa, 16 stycznia 2019

Z pamiętnika ciężarówki | część 2


Dziękuję za fajne przyjęcie poprzedniego posta z pamiętnikowej serii. Nie chcę jednak zasypywać Was tego typu postami i postanowiłam publikować w miarę na bierząco, już nie cofając się do poprzednich tygodni ciąży. A z dnia na dzień dzieje się coraz więcej, w mojej głowie kłębi się milion pomysłów, rozterek, myśli na każdy możliwy temat związany z ciążą, porodem, wyprawką, kocykami, szkołą rodzenia, pampersami, ciążowymi leginsami i innymi jakże pochłaniającymi problemami do rozwiązania.
10/01
Od poniedziałku nie dzieje się dobrze... Pierwszy raz nie mam dobrych informacji. Jejku! Zaczęła mi się stawiać macica, przynajmniej tak wyczytałam w mądrych internetach, dobry ze mnie znawca tematu, co? Mam skurcze, brzuch boli, ciągnie, napina się. Jest słabo, bo przechodzi i wraca, czasem szybciej czasem wcale, ciężko przewidzieć. W piątek mam lekarza, nie panikuję, nie martwię się, po prostu boli i jest nieprzyjemnie. Dostanę nospe, magnez i usłyszę, że to normalne. Nie ćwiczę, prawie nie pracuję, chodzę tylko na krótkie spacery z psem. Słabo jest siedzieć w domu, mam nadzieję, że szyjka się nie skraca, bo będę musiała się polubić z lenistwem.
12/01
Wczoraj byliśmy na połówkowych! Dostałam nospe, magnez i usłyszałam, że to normalne. Czy ja czegoś podobnego nie mówiłam 2 dni temu...? Mniejsza o to, gościu waży 518 gramów, jej... Kiedy on tak urósł?! Hahaha bawi mnie to pytanie niesamowicie. Sama nigdy tak nie mówiłam, bo denerwowało mnie, że ktoś może być taki zakręcony i może mu tak uciekać czas żeby nie zauważać, zapamiętywać i wychwytywać takich ważnych rzeczy i momentów. A jednak! Chłopak dalej jest chłopakiem. Imię też nie uległo zmianie. Bicie serca takiej małej krewetki to jednocześnie najdziwniejszy i najbardziej wzruszajacy odgłos jaki może pochodzić z mojego brzucha. Przede mną glukoza, najbardziej zniesławione i okryte hańbą badanie świata.
14/01
Ruchy czuć już przez brzuch. Marcin tak się ostatnio przytulał do Iwa, że dostał kopniaka prosto w ucho i krzyczał "eeeej, czy to było to? czy to było to?!". Jestem nienormalna i mogę tak leżeć godzinami, dotykać, gadać do niego, zastanawiać się co on tam wyprawia... Pan krewetek budzi się zawsze chwilę po tym jak coś zjem, cieszy się skubany, że wreszcie wpadło trochę kalorii. On to by tylko jadł, rósł i tył, całkiem jak mój tyłek... Eh! Jest bardzo ruchliwy. Iwo, nie tyłek. Tylka o to nie podejrzewajcie... Jest leniwy jak cholera, od poniedziałku przez te skurcze mógłby tylko grzać miejsce pod kołdrą. W sumie to przecież nie jego wina, co?
16/01
Dzisiaj zaczynamy 24 tydzień! Jej, nie będę oryginalna i znowu zapytam „Kiedy to zleciało?!”. Pierwszy trymestr ciągnął mi się okropnie, sama nawet śmiałam się, że miało tak szybko zlecieć, że miałam stracić rachubę, który to już tydzień. A tu nic z tego. Za to od pierwszych ruchów czyli 19 tygodnia czas leci jak oszalały! Od tamtej pory przytyłam ponad 2 kilogramy, codziennie rano na wadze jest coraz więcej... Więcej i więcej, rozumiecie to?! Jak w horrorze, że tyjesz i tyjesz i pewnego dnia nie masz już co na siebie włożyć. To jest akurat mało zabawne, wiem że muszę przytyć, ale że codziennie? Idąc tym tropem zakupiłam sobie pierwszy ciążowy ciuszek, właśnie dziś! Mam ciążowe spodnie, są tak genialne, że w niczym innym nie planuję chodzić. Przez ten czas brzuszek wreszcie zaczął rosnąć, mam co zapakować w te nowe portki żebyście sobie nie myśleli, że tak na wyrost je kupiłam! Po Świętach wyskoczył jak szalony i tak samo jak waga, zaskakuje mnie z dnia na dzień! Wczoraj pierwszy raz ktoś spytał się mnie czy ja nie jestem przypadkiem w ciąży! Rozumiecie?! Sukces! Za tydzień zaczynam 6 miesiąc i ktoś wreszcie to zauważył, jeeeej! Psie spacery to coś, co trzyma mnie przy życiu. Nie umiem poradzić sobie bez aktywności, a z sunią trzeba wyjść, trzeba się ubrać, poruszać. Brzuch nie boli i nie spina się, mam nadzieję od jutra wrócić na siłownię, bez paniki, nie będę przerzucać żelastwa. Idę się rozruszać, pojeździć na rowerku, porozciągać, może jakieś przysiady, wymachy bez obciążenia. Nigdy nie zakładam z góry, nie planuję, dostosowuję na bierząco ćwiczenia do tego jak się czuję i ile mam sił.
Czego oczekiwać po 6 miesiącu, który lada dzień się zacznie? Czy będzie mi już tylko ciężej i trudniej? Jak długo uda mi się popracować? Jak bardzo ma mnie dość mój własny facet? Jak dużo można zjeść na śniadanie? Czy istnieje jakiś limit marudzenia w ciąży? Może Wy znacie odpowiedzi na te pytania hahaha!

niedziela, 6 stycznia 2019

Z pamiętnika ciężarówki | część 1

Ciekawa jestem czy spodoba Wam się taka forma postów. Pamiętnik, dziennik, notatki czy jak to inaczej nazwać, staram się pisać od kiedy zaszłam w ciążę. Mam słabą pamięć i dużo rzeczy wypada mi z głowy, sporo kwestii mi umyka, wspomnienia się zacierają, szczególnie złe rzeczy, które minęły i nadeszły lepsze czasy, a ciąża wydawała mi się na tyle ciekawym okresem, do którego nie raz jeszcze będę chciała wrócić, że warto było pisać choć po kilka słów. Na początku jakoś mi nie szło, ciągle było tak samo beznadziejnie, nie czułam tego pisania, wydawało mi się to głupie, ale ostatnio jakoś do tego wróciłam, bo wiem jak fajnie będzie mi się to czytało jak już urodzę, jak Iwko będzie miał kilka lat, ojeeeej! Mam opisanych parę fajnych dni i spostrzeżeń, którymi chciałam się z Wami podzielić, dlatego musimy się trochę cofnąć w czasie!
29/11
Lenię się jak nigdy i wcale mi nie jest z tym za dobrze. Wczoraj zaczęliśmy 17 tydzień. W poniedziałek byliśmy na USG, udało się upolować siusiaka! Rozumiecie, siusiaka. Brzucha mi nie widać, ale widać, że ten mały człowiek jest chłopakiem... Dla mnie to jakieś czary. Rzadko się to zdarza w tak wczesnym tygodniu, żeby na 100% potwierdzić płeć. Doktor już wiedział czego szukać, przecież na genetycznych wyszło czarno na białym. Zmieniliśmy leki odpowiadające za poziom żelaza, ale wszyscy doradzili mi żeby nie szprycować się tabletkami, bardziej naturalnie - sok z buraków. Odstawiłam leki i od 2 dni czuję się jakbym życie odzyskała... Idę dzisiaj trzeci raz pod rząd na siłownie! No ewidentnie widać zmiany. Tylko tyję z dnia na dzień, aż boję się wchodzić ma wagę... A wchodzę na nią codziennie. Rozumiecie? Co-dzien-nie! Przed ciążą nie miałam w domu czegoś takiego jak waga, więc już rozumiecie skąd moja reakcja. Dzisiaj równo +2,3 kilograma gratis od losu. Z pewnością duży w tym udział Iwka, który rośnie teraz na potęgę. Apetyt spory, wręcz żarłoczny, non stop bym jadła, oszaleć można. Miałam nadzieję, że mnie to nie dopadnie, o ja naiwna. Ciąży nie widać, powiedziałabym nawet, że mniej widać niż w I trymestrze, przez to trochę się bałam USG, czy wszystko ok, czy mały rośnie, czy się rozwija, czy serduszko bije... Kobieta robi się totalnie zeschizowana na punkcie dziecka, dopiero teraz zrozumiałam, że ta szajba nie jest totalnie ode mnie zależna. W I trymestrze miałam takie wzdęcia, które teraz zupełnie mi przeszły, brzuch był opuchnięty jak przed samym okresem. Na insta wstawiam fotki w lepszej formie niż przed ciążą haha! Ale myślę, że chwila moment i zacznę rosnąć, nie mogę się już doczekać brzuszka. W domu ciągle leci muzyka, tańczę i śpiewam, mam nadzieję, że Iwkowi uszy jeszcze nie zwiędły.
10/12
Wszyscy z każdej strony mnie straszą jak to paskudnie i okropnie jest po porodzie, jak mało snu, czasu dla siebie, jak czujesz się jak kupa i masz dość życia. Jakie to załamujące, trudne i masakra. Że przed porodem to sielanka, pełne zorganizowanie, dużo snu, że dopiero po porodzie to się dowiem jak to jest... Serio? Nie mam takiego podejścia, dobrze, że nie mam. Wiem, że nie będzie łatwo, że będzie inaczej, że będą poświęcenia i wyrzeczenia, ale żeby robić takie sceny, tak okropnie się na to wszystko nastawiać i straszyć ludzi? Mam rodzine, mam Marcina, damy radę ze wszystkim, bez przesady! Kończymy powoli 18 tydzień. Nie mam mdłości, nie bolą mnie piersi, nie mam humorów, no i nie mam też brzucha hahaha! Nie noooo, zaczął powili rosnąć, serio coś już tam widać, ale na ciążę to raczej nie wygląda. Raczej na super obżarstwo. Meczę się jak emeryt (to akurat przez długie miesiące już nie ulegnie zmianie), brzuch mnie boli, Iwo się złości. Właśnie! Imię mamy wybrane!!! Jest Iwo i koniec. Napisałam fajny post na blogu na ten temat. Złapało mnie jakieś choróbsko, gardło mnie boli, energii zero. Na basenie daję radę, boję się tylko w wodzie żeby mnie nikt nie kopnął, bardzo tego pilnuję. Chodzę na siłownię od 2 tygodni, moc chyba kiedyś wróci, chociaż leniwa jestem jak cholera. W wolny dzień wstać przed 11 i zrobić coś konstruktywnego to jakieś ogromne wyzwanie.
18/12
19 tydzień. Chciałabym pokazać, że po ciąży da się wrócić do formy, że da się i wcale nie trzeba być modelką, aktorką czy żoną piłkarza, że każda zwykła dziewczyna jak ja może wyglądać i chyba przede wszystkim czuć się dobrze w swoim ciele. Jasne, że wygląd nie jest najważniejszy, że priorytety się zmieniają, że dziecko, że teraz co innego jest ważne, że zdrowie, że rodzina, ale niestety. Mój humor, moje nastawienie, nastrój, samoocena wszystko to jest w bardzo dużym stopniu uzależnione od tego jak wyglądam. Znacie mnie, nigdy nie byłam wyżyłowana, wyschnięta, nie miałam super, ekstra formy, a i tak byłam zadowolona z tego jak wyglądam, nie wymagam od siebie czegoś, czego nie jestem w stanie osiągnąć, nie wymagam od siebie niemożliwego. Ale szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko i będę się tego bardzo mocno trzymać. Chcę i sobie i Wam udowodnić, że to nie jest wyprawa w kosmos, że to nie jest marzenie ściętej głowy, że to jest w zasięgu ręki. Zobaczymy czy się uda, jestem bardzo ciekawa jak przebiegnie mój połóg, jak dużo przytyję, jak moja psychika poradzi sobie z hormonalnym armagedonem. Z pewnością dam znać.

A Wy napiszcie czy przemyślenia zwariowanej, zakręconej i wiecznie zamyślonej ciężarówki przypadły Wam do gustu. Nie ukrywam, że mam przygotowane jeszcze dwa takie wpisy, którymi chciałabym się z Wami podzielić, a są chyba jeszcze fajniejsze od tego.