Iwo ma 11 miesięcy, waży 10 kilo, ma 6 zębów, biega, zjada wszystko co dostanie, jest bardzo pogodnym bobasem, uwielbia tańczyć, czytać książeczki, dzień zaczyna o 5, siedzi tylko podczas jedzenia, ma 3 drzemki w dzień, w nocy budzi się czasem 2 razy, a czasami 6, cały czas je mleczko, mówi po marsjańsku, krzyczy jak szalony, uwielbia bawić się w chowanego i ganiać się po domu. Najnowszy załadowany do systemu trik to samodzielne wyrzucanie pieluch do śmietnika.
No dobra, a teraz po kolei i od początku! Ostrzegam, bo będzie długo. Iwo rośnie w oczach i nie potrzebuję ani wagi, ani centymetra żeby codziennie być w szoku co to się z nim dzieje. Ważymy się na domowej wadze, najpierw wchodzi Marcin, potem Marcin z Iwem, a i tak to nie jest łatwa sztuka. Ubranka na 80 są już na styk, w zeszłym miesiącu jak pisałam podsumowanie to wisiały na nim, więc idealny dowód na to, że w tym miesiącu ruszył nie tylko z wagą, ale i ze wzrostem. Chyba najwyższa pora zacząć gromadzić ubranka na 86, to jest jakaś niekończąca się historia... Jestem na etapie szukania szortów i koszulek, kolejne buty też wypada już zamówić, bo 20 robi się przyciasna.
Jeśli chodzi o chodzenie to nie ma już mowy o niepewnych kroczkach, zastanawianiu się. Zasuwa jak szalony, podskakuje, biega. Zapomniał na dobre co to czworakowanie, jak się przewróci, to wstaje i biegnie dalej, nie potrzebuje już mebli żeby wstać, podnosi pupę do góry, odpycha się nawet jedną rączką i już go nie ma. Na działce chodzenie po trawie to jednak wyższa szkoła jazdy, jest nierówno, wystają jakieś dziwne, podstępne kępy traw i najbezpieczniej za rękę z mamą. A na trawie to najfajniej się siedzi i ją wyrywa. Iwo to mały przyrodnik i botanik, chyba po swojej prababci. Kocha listki, kwiatki, wszystko chce dotknąć. Uczymy się wąchać kwiatki. W domu jak stoją w wazonie to aż krzyczy żeby go podsadzić, żeby mógł dotknąć. Jedzenie kory i liści też się oczywiście zdarza.
Lęk separacyjny mam wrażenie, że już jest za nami. Na spacerze nawet potrafi się odwrócić i pójść kawałek nie zwracając uwagi na to, że nikt na niego nie patrzy i jesteśmy coraz dalej. Jak jest głodny i śpiący to wiadomo najlepiej na rączkach, albo przynajmniej w bezpiecznej odległości - czyli bezpieczny chwyt za nogawkę. Opatentowałam nowy sposób na głodomora, który krząta mi się pod nogami w kuchni. Przynoszę krzesełko do karmienia i daję mu przystawkę. On zadowolony, bo już je, do tego widzi wszystko co robię, a ja zadowolona, bo w spokoju mogę dalej gotować bez akompaniamentu płaczu, okrzyków i innych dramatów dobiegających spod moich nóg. Wszyscy dzięki temu spokojni, zadowoleni i uśmiechnięci, a taki prosty trik.
W przeciągu tego miesiąca znowu przybył Iwkowi tylko jeden ząb i znów jest to górna dwójka. Jeden ząb na miesiąc to ja jestem w stanie przeżyć. Nie było tak źle jak przy wszystkich poprzednich. Ani razu nie miał gorączki, nie było też spadku apetytu, wręcz przeciwnie. Za to spanie w nocy... Musimy o tym mówić? Wiecie, ja mam takie podejście do życia, że nie roztrząsam tego co było, nie wspominam jeśli to nie było nic dobrego, zapominam najszybciej jak się da, a że pamięć mam bardzo słabą, to nawet nieźle mi to wychodzi. Jestem dzięki temu o wiele szczęśliwsza. No ale wracając do Iwkowych zębów, nie spał przez kilka nocy, budził się co godzinę, czasem częściej. Tylko cycuś naprawiał sytuację, nawet jak tak tam już nic nie było, ważne, że działało. Odsypiałam zawsze na pierwszej drzemce, inaczej bym padła.
Wszystko pokazuje palcem i mówi eee, czeka aż mu opowiem co to, co się dzieje. Na spacerze co sekundę znajduje kolejną rzecz i krzyczy, gada. Najciekawsze oczywiście drzewa i krzaki. Aaaa no i bijące w kościele dzwony, wszelkie samochody na sygnale, samoloty i szczekające psy! Nauczył się naśladować psy i nawet ze snu go potrafi wyrwać jakiś pod blokiem szczekający burek, tylko po to żeby zrobić „auau”... Z wypowiadanych słów nie ma żadnego postępu: mama, baba, papa. Dalej łączy po marsjańsku ze sobą różne dźwięki, szczególnie jak się naje, wtedy lata po domu jak wściekły i opowiada jakieś niestworzone historie.
Domowym hitem są tańce! Z resztą obserwujecie nas na Insta, to widzieliście już nie raz pana tancerza. Tego się nie da odpowiedzieć, to trzeba zobaczyć! Tańczy w rytm każdej muzyki, tańczy w rytm kościelnych dzwonów, cofającej śmieciarki, ekspresu robiącego kawę... Da się lepiej? Bardziej wszechstronnego tancerza nie znam! Na początku machał tylko głową na boki, potem doszły ręce, następnie za ruchami głowy poszedł brzuch. Popłakałam się parę dni temu ze śmiechu jak naśladując mnie zaczął uginać nogi jak sprężynki do przysiadów.
Wreszcie jest bardziej delikatny i spokojny w stosunku do Zojeczki. Umie podejść i poklepać ją po grzbiecie, jak podchodzi do niego to od razu wyciąga rączki żeby ją dotknąć. Jak jest rozbrykany to wiadomo jest mniej delikatny, potrafi rzucić w nią zabawką, za mocno zacisnąć łapkę. Zoja przestała przed nim uciekać, pozwala sobie na więcej, nauczyła się, że jak Iwo wariuje to nie jest pora żeby się zbliżać. Zoja po powrocie do domu i tak samo po obudzeniu się z drzemki musi się przywitać obowiązkowo z Iwkiem, aż sam się już od niej odgania!
Jedzenie... Gościu ma chyba ze trzy żołądki... On nie ma roku, a ja już załamuję ręce? Nie chcę wiedzieć co będzie dalej! Po rozmowach z Wami, mamami niejadków jednak zaczęłam doceniać to, że my mamy „problem” w tę stronę! Iwo je przeważnie 4 posiłki, ale 3 też się zdarzają. Wszystko dlatego, że po pierwsze nie mamy stałych godzin jedzenia, po drugie jemy tylko wtedy kiedy Iwo jest głodny. Nie ma tu żadnej większej ideologii, po prostu czasem śpi dłużej, czasem krócej, na drzemki idzie kiedy jest śpiący. Ja nie mam ciśnienia na rutynę pod linijkę, mam wrażenie, że nie jest nam to potrzebne do szczęścia. Na śniadanie niezmiennie kaszka, jaglanka, owsianka z owocami, na drugie śniadanie placuszki warzywne - batatowe, szpinakowe, buraczkowe, cukiniowe. Zupa i drugie bez zmian. Mleczko rano i wieczorem przed snem, zostały już tylko dwa karmienia w dzień, Iwo odrzucił środkowe karmienie przed drzemką, nie jest zainteresowany. W nocy je...milion razy! Zobaczymy co będzie po wyjściu zęba, teraz ciężko cokolwiek więcej powiedzieć. Miesiąc temu cieszyłam się, że z talerzyka zaczyna znikać wszystko... W tym miesiącu muszę dopisać, że oprócz tego, że znika z jego talerzyka to i z połowa mojego! Jak jemy co innego to co chwila muszę donosić z kuchni, już się nauczyłam robić wszystkiego troszkę więcej, szczególnie mięsa. Pamiętam jak Iwo miał z 7/8 miesięcy i się martwiłam, bo nie smakowało mu mięso, chciał jeść same warzywa. No, to mi się syn naprawił. Je i mięso i warzywa i wszystko co położę mu na talerzu. Uważam to za moje małe zwycięstwo i jestem jeszcze większym zwolennikiem BLW niż byłam na początku tej drogi. Miłość do jedzenia jest tak ogromna, że Iwkowy radar nawet na dnie plecaka wykryje pudełko z ciastem! Znacie historię? W domu panowała totalna cisza, jak wiadomo to już samo w sobie jest podejrzane! Całe szczęście ciasto było zrobione pod Iwka, więc nic złego się nie stało. Za to ta mina do końca życia pozostanie w mojej pamięci! Drzwi chyba też były głodne...
Alergia dalej na gluten, jajka i bmk. Dołączają do tego orzechy. Gdybym sama nie była alergikiem to pewnie rwałabym włosy z głowy, ale biorę to na spokojnie, jest mnóstwo innych produktów do jedzenia i chyba dajemy sobie nienajgorzej radę. Bardzo chciałabym tylko zrobić badania pod kątem ewentualnych niedoborów, ale jak wiadomo na to przyjdzie jeszcze pora, teraz nie ma jak.
Dalej zaczynamy dzień o 5... Przed porodem to był dla mnie środek nocy! Jestem nieżywa, szczególnie po tych kilku pobudkach w nocy, marzę tylko o tym żeby Iwo jak najszybciej poszedł na pierwszą drzemkę. No i zawsze o 9 już jesteśmy po drzemce, szykujemy śniadanie. Kolejna koło 13 do 14, potem koło 16:30 do 17:30. Bardzo mniej więcej, bo tak jak napisałam u nas to jest ruchome i zależne od tego co się szanownemu panu wymyśli. Wszystkie drzemki trwają od godziny do 1,5. Na noc zasypia 19:30/20:00. Ostatnio bywa też i tak, że pierwszej drzemki nie ma wcale i zaczynając dzień o 5 pierwszy raz zasypia koło 12... Skąd on bierze siły żeby cały ten czas dreptać, biegać, knuć, psuć i szaleć?
Przestał szczypać, za to uwielbia dalej gryźć mnie w kolano albo palce u stóp, w zabawie ciągnie za włosy. Kaskaderskich akcji w tym miesiącu brak, zalicza spektakularne gleby, wstaje, otrzepuje się i biegnie dalej. Mam wrażenie, że mnie bardziej to boli jak na niego patrzę, niż jego samego. Uwielbia chodzić po domu i pić wodę, woda to życie, pije bardzo dużo. Nauczył się ostatnio pluć, pluje sobie pod nogi, a potem wywija orła na kałuży, którą sam sobie przed momentem zrobił pod własnymi stopami...
Do szalenie interesujących domowych zabaw ostatnio dołączyło wrzucanie wszystkiego do kibelka! Książeczki, klocki, łyżki, skarpetki, to już wszystko pływało. W ostatnim momencie niedawno Marcin uratował pilota... Zabawki w dalszym ciągu mało ciekawe. Chowanie i wyjmowanie z pudełek zajmuje go najbardziej, potrafi kilkadziesiąt minut otwierać, zamykać, wkładać, wyjmować. Nawet jak jest to kubeczek i piłka, pudełko po butach i gumka do włosów, no najprostsze na świcie przedmioty. Odkrył, że od kilku miesięcy pośród jego zabawek jest sorter z klockami, to chyba jedyna zabawka, która jest wykorzystywana aktualnie zgodnie z przeznaczeniem. Siedzimy razem i dopasowujemy klocki do dziurek, sam przynosi sorter z półki i pokazuje, że chce się nim bawić. Bardzo lubi to robić, potem zachęcony odnosi sorter na miejsce! Nie mogę się nadziwić jak on mając 11 miesięcy potrafi wykonywać takie proste polecenia.
Dwie nowe umiejętności związane są z książeczkami i pampersami. Sam wybiera książeczkę, przynosi z półki i potem odnosi żeby wziąć kolejną. Leżą wyżej poza zasięgiem rączek, więc wiecznie stoi pod regałem i krzyczy żeby go podsadzić, żeby mógł sobie wybrać albo wymienić książeczkę. Upierdliwe. Ostatnio ćwiczymy na kilku bardziej pancernych książeczkach żeby stały jednak na poziomie rączek Iwka, ale kończy się różnie. Układanie książeczek na półce to też ostatnio jedna z lepszych zabaw. Niestety kończy się chodzeniem po nich, rzucaniem na ziemię, pracujemy nad tym. Ulubiona dalej Biedronka i Akademia mądrego dziecka. Na dobranoc i w ciągu dnia Kubuś Puchatek albo Chlup i Chlap. W dzień ostatnio leci radio, bo już bokiem mi wychodzą wszystkie piosenki z płyt.
No i kolejny absolutny hit tego miesiąca jest taki, że Iwo po każdej, absolutnie każdej zmianie pieluchy musi sam wyrzucić ją do śmietnika. Niech się zdarzy, że ja zapomnę o tym, odłożę ją na bok albo sama wyrzucę to już jest krzyk. Wcześniej żeby pokazać Iwkowi zawsze robiliśmy to razem, ja trzymałam go na rękach i po prostu wyrzucałam pampersa do śmietnika. Pewnego dnia sam go zabrał i poleciał do kuchni, nie wiedziałam o co chodzi, a on stoi pod śmietnikiem i krzyczy żeby mu zestawić go na ziemię. U nas śmietnik stoi na blacie z uwagi na Iwka i Zojeczkę. Widok jest kapitalny, nie mogę się napatrzeć jak on drepcze z tym pampersem, a potem bierze zamach i wrzuca go do śmietnika, no kabaret!
Matko, chyba wyszło jeszcze więcej niż przed miesiącem. Wybaczcie... Obiecałam Wam na stories, że będę tak długo jechała na rowerku stacjonarnym aż nie skończę pisać tego posta, mija właśnie 80 minut, będziecie mieć mnie na sumieniu. Mnie jak mnie, ale moje spuchnięte nogi!