Tytuł trochę przekorny i przewrotny, bo w zasadzie przydało mi się prawie wszystko to, co zabrałam ze sobą do szpitala. Długo zastanawiałam się w jaki sposób nanieść poprawki na już istniejący post, jak dodać do niego komentarze, uwagi i wyjaśnienia. Stwierdziłam, że łatwiej i bardziej czytelnie będzie jeśli zrobię to po prostu w osobnym wpisie, tak aby ten pierwszy nie przybrał formy niekończącego się elaboratu. Zatem jeśli nie czytałaś posta na temat wyprawki, który napisałam jeszcze przed porodem, najpierw zapraszam tutaj, a później do przeczytania poniższego postu.
Nie będę tu od nowa wypisywać wszystkich rzeczy, które miałam ze sobą. Wspomnę o tym bez czego nie wyobrażam sobie tych 2 dni, bez czego do szpitala pojadę następnym razem i co mi ułatwiło życie.

- Jedna duża torba albo walizka do szpitala to zdecydowanie super rozwiązanie. Dorzuciłabym do tego małą podpowiedź: nie pakować torby na maksa, zostawić sobie trochę luźnego miejsca w razie gdyby trzeba było coś na szybko wyjąć i od razu zamknąć walizkę albo zabrać dużą lnianą torbę na zakupy. Trochę kiepsko na środku porodówki skakać po walizce żeby ta się domknęła.
- Dokumenty. Posegregowane, uporządkowane i ułożone, tak żeby na IP wiedzieć co gdzie i jak. Ja byłam tak zestresowana i tak mnie bolało, że nie miałabym głowy do szukania i sprawdzania co wyjmuję. Segregator od Mamy ginekolog załatwił sprawę.
- Wszystkie rzeczy do porodu miałam w osobnej strunowej torbie z Ikei, nie trzeba było niczego szukać. To tak samo ułatwia życie jak segregator.
- Koszule i szlafrok z Dolce Sono zdecydowanie dostają 6 z plusem, spisały się świetnie. Mimo mojej wielkiej niechęci do koszul, używam ich w dalszym ciągu w domu.
- Na porodówkę warto przygotować ręcznik, ja miałam możliwość wejścia pod prysznic na 30 minut, odgrzebanie ręcznika z walizki nie było nadzwyczaj uporczywe, ale warto mieć to z tyłu głowy przy pakowaniu.
- Jestem bardzo zadowolona z majtasów wielorazowych Horizon, jeśli z takich pantalonów kiedykolwiek można być zadowolonym. Prałam wielokrotnie, schły błyskawicznie, nie niszczyły się, przy noszeniu nie uciskały ani nie spadały, podkład mi z nich nie wypadał, za specjalnie też się nie przesuwał mimo braku kleju.
- Lanolina i muszle laktacyjne z Medeli! Mogę jechać na porodówkę bez koszul, kapci i ręcznika, ale bez tego nie ruszę się nigdzie. Na te biedne, skatowane brodawki to był jedyny ratunek. Lanolinę używam do tej pory.
- Rożek do spania dla Iwka. Nie było obaw, że się rozkopie, zakryje sobie buzię, zmarźnie, że ktoś z rodziny źle go będzie trzymał. Bardzo na tak.
- Śmialiście się ze mnie, ale gdybym nie wzięła własnych sztućców to nie zjadłabym ani jednego posiłku. Podobna sprawa miała się z papierem toaletowym.
- Zabranie powerbanka też uważam za mistrzowskie posunięcie. Kontaktów było sporo, ale wszystkie w bezpiecznej odległości od mojego łóżka...
Jedyna rzecz, której realnie mi zabrakło to ubranka dla Iwka, ale brałam to pod uwagę i w domu było wszystko naszykowane. Marcin dowoził codziennie. Przydał się mniejszy rozmiar, czyli 50 i o wiele, wiele więcej bodziaków i pajacy. Mimo wszystko do walizki i tak nie pakowałabym więcej, zawsze można dowieźć.
Jeszcze jedna rzecz, która przyjeżdżała do mnie codziennie to jedzenie. Kwestia moich alergii to raz, a dwa łakomstwo i chęć pochrupania czegoś podczas karmienia i nocnego balowania. Ah i jeszcze rogal do karmienia, fajnie mieć, nie trzeba. Ja świadomie nie wzięłam, ale chyba następnym razem jednak się zdecyduję.
Co nie przydało się zupełnie?
- Termofor na porodówce. Za szybko urodziłam, nie zdążyłam nawet pomyśleć o tym, że go mam.
- Butelka i smoczek. Nie musiałam dokarmiać, a smoczka nie chciałam i tak dawać z założenia, zapakowałam w razie wielkiej katastrofy.
- Ręcznik dla Iwa. Pierwsza kąpiel odbyła się dopiero w domu.
- Laktator. Nie wzięłam i dobrze, bo tak jak i wkładki do stanika, przydał się dopiero koło 5-6 dnia po porodzie kiedy przyszedł nawał.
Uważam, że spakowałam się całkiem przyzwoicie, nie zmarnowałam miejsca na niepotrzebne duperele i klamoty, torbę miałam niewielką i z pewnością o niczym nie zapomniałam przy pakowaniu! Jeśli macie wątpliwości odnośnie rzeczy, o których nie napisałam to pytajcie śmiało.