Kiedyś miałam ogromny problem z samoakceptacją, pewnością
siebie i wyrażaniem swoich uczuć. Przez te lata wiele się zmieniło... Nie jest to łatwa praca, zaświadczam,
ale daję słowo, że warto, bo to walka o samego siebie,o lepsze życie, o
szczęście i spełnienie w życiu.
Nauczyłam się patrzeć w lustro, co nie było dla mnie kiedyś przyjemne. Nauczyłam się głośno mówić co myślę i nie wstydzić się własnego zdania. No i nauczyłam się mówić, że coś mi się nie podoba, a to z tym miałam największy problem. Staram się być zawsze bezkonfliktowa i nie lubię robić ludziom przykrości, ale zaczęło się to odwracać przeciwko mnie i działać na moją niekorzyść!
Zdać sobie sprawę z własnych słabości i swoich złych stron to bardzo
duży krok naprzód, największy jaki można zrobić. Potem praca nad nimi to już
takie heblowanie deski, pozbywanie się z niej drzazg. Zacznij małymi krokami
dbać o siebie, o swoje samopoczucie o swój komfort w byciu z samym sobą, sam na
sam. Metoda małych kroczków jest najlepszym sposobem na wszystko,na radzenie
sobie ze swoim niedoskonałym życiem. Tak łatwo komuś dać radę, powiedzieć, że istnieje taka metoda,dla większości ludzi to tylko slogan i puste słowa. Nie
łatwo jest przekuć słowa w czyny,ale warto pracować nad sobą, a małymi krokami
jest o wiele, wiele łatwej.
Jestem tak ambitna, że każda moja
słabość, każda moja niedoskonałość doprowadzała mnie do szału,a potem do
kompleksów. Myślę, że nie jestem w tym jedyna! Kiedyś największym moim
problemem były krzywe zęby, pryszcze i za dużo fałdek tam gdzie to kobiety
nie lubią najbardziej. Nic oryginalnego, prawda? A może brzmi wyjątkowo
znajomo?
Byłam nieziemsko zakompleksionym
dzieciakiem... Zawsze chciałam być perfekcyjna w tym co robię, nawet w tym
jak wyglądałam chciałam być najlepsza,ale pozostawało to poza moim
zasięgiem. Mówiłam siebie, że jak tylko zniknął mi pryszcze to będę
najszczęśliwszą osobą na świecie. Takie pobożne marzenia małolaty haha! Po 6
latach kuracji w przeróżnych formach udało mi się wygrać z tym problemem.
Potem stwierdziłam, że prawdziwie szczęśliwa będę dopiero, jak
będę miała proste zęby...Noszenie aparatów trwało hm może ze 3 lata. Te zęby i
ten uśmiech, który oglądacie na co dzień kosztowały nie tylko mnóstwo forsy,ale
też dużo bólu i wyrzeczeń. Nie zawsze byłam taka promienna i uśmiechnięta. Wstydziłam
się swoich zębów,uśmiechając się zasłaniałam usta ręką i nie lubiłam się śmiać,
uwierzycie?
Wyprostowałam zęby i mogłoby się wydawać, że mam to czego wreszcie chciałam, ale wtedy stwierdziłam, że prawdziwie szczęśliwa będę dopiero jak schudnę i nie będę wstydziła się własnego ciała...Ten etap trwał mam wrażenie całe życie i trwa nadal. Dalej walczę i dalej daję z siebie wszystko. Już w głowie urodziło się nowe zadanie: aby wyjść ze strefy komfortu i zmienić pracę, której nie lubię...
Wiecie co? Nauczmy się cieszyć z tego co mamy, doceniać to, co udało nam
się już osiągnąć. Nie myślmy tylko o przyszłości jak to głoszą hasła
motywacyjne, ale spójrzmy czasem wstecz na to czego udało nam się dokonać, z
jaką wytrwałością potrafiliśmy walczyć o swoje marzenia. Każdy z nas ma za sobą
jakąś historię, każdy w swoim życiu boryka się z problemami i czasem ma pod
górkę. Wiecie co jest najważniejsze? Wyznaczyć sobie jasny cel i konsekwentnie,
spokojnie do niego dążyć. Nie wiem gdzie bym była gdyby nie moje małe kroczki,
boję się myśleć!
Co jest na tym zdjęciu? Ładna, uśmiechnięta, z idealną cerą i pięknymi białymi zębami
spełniona kobieta? Wiecie ile walki, ile bólu, cierpliwości i pracy nad sobą
trzeba było włożyć w to żeby być tu gdzie dziś jestem? Ile łez żalu, złości i bezsilności wylałam w życiu?To jest tylko zdjęcie... Nie narzekam na swój los, nie mówię, że mam gorzej od Was i nie robię z siebie sieroty, chcę
żebyście zrozumieli jak to wszystko funkcjonuje. Nic się samo nie dzieje, Twoje
marzenia nie dostaną nóżek i nie przyczłapią do Ciebie... Jak będziesz
odpuszczać, bo będzie Ci ciężko, jak będziesz chciał przerwać coś w połowie, pomyśl o tym, że nie ma drogi na skróty, że każdy aby osiągnąć swoje
cele, spełnić marzenia walczył tak jak Ty. Są oczywiście wyjątki, które dostają
wszystko od losu. Ale wolisz siedzieć i czekać z założonymi rękoma i czekać aż
spadnie z nieba czy sam być odpowiedzialny za swój los i swoje powodzenia?
Odpowiedz sobie w duchu i działaj, ale tylko zgodnie ze swoimi przekonaniami.
Dochodziłam do takiego stanu kilka lat, zwykle zazdroscilam jak to inni mają dobrze, nigdy nie zastanawiając się ile pracy ich to kosztowało. Teraz wiem, że jeśli czegoś chce muszę działać samo do mnie nie przyjdzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :-)