środa, 14 grudnia 2016

Recenzja serum LashVolution

Jak to fajnie, że w moje ręce czasem trafiają rzeczy, których akurat w tym momencie bardzo potrzebuję, a jeszcze nie do końca zdaję sobie z tego sprawę. :) Miałyście tak kiedyś? 
Tym razem testowałam na własnych rzęsach odżywkę LashVolution. Mija już trzeci miesiąc, kiedy to odpoczywam trochę od makijażu z powodu zmiany pracy na mniej oficjalną i zdecydowanie bardziej sportową. Nie mogę się malować, ale nie oznacza to wcale, że nie chcę wyglądać ładnie, delikatnie i kobieco. 
Mniej więcej taki sam okres trwa już moja przygoda z serum LashVolution. Nakłada się je równie szybko i wygodnie co zwykły eye-liner, a zajmuje to dosłownie kilka sekund. Kuracja trwa trzy miesiące, a efekty mają być widoczne już po dwóch tygodniach.  Po dziewięćdziesięciu aplikacjach rzęsy mają stać się dłuższe, mocniejsze i lśniące. Oczekuje się efektu spojrzenia jak gwiazda filmowa, a rzęsy mają wzbudzać pożądanie mężczyzn. Tak mówi producent! ;) Sprawdźcie czy rzeczywiście tak się stało.
 Serum faktycznie jest bardzo łatwe i przyjemne w użyciu jak i samej aplikacji, tak jak zapowiadał producent. Pod postem znajdziecie filmik, na którym przedstawiam Wam sposób nakładania serum na powiekę. Efekt widoczny na zdjęciu bardzo miło mnie zaskoczył, bo nie oczekiwałam aż takiego wydłużenia moich koślawych rzęsek. Jest to rezultat codziennego, wieczornego, ekspresowego rytuału, o którym zawsze przypominał mi sam LashVolution. Stawiałam go codziennie z premedytacją tuż obok szczoteczki do zębów! ;) Zapominalscy zrozumieją, bo sposób w 100% gwarantuje sukces.
Gwiazdą filmową nigdy nie byłam i przypuszczam, że nigdy już nie będę... Ale za to moje rzęsy nadrabiają za mnie hihi. Na zdjęciu powyżej są pomalowane bardzo delikatnie, a i tak łaskoczą mnie przy szerokim otwieraniu oczu! Jestem w nich absolutnie zakochana i polecam Wam wypróbować ten sposób na poprawę kondycji swoich rzęsek. 
Swoją drogą bardzo dobry pomysł na prezent, bo która baba nie lubi dostawać kosmetyków i dbać o siebie? ;)
A serum nakładamy właśnie tak:



wtorek, 6 grudnia 2016

Śniadaniowe pomysły

Do czasu pracy w korpo moje śniadania zawsze opierały się o jajka. Jajka na twardo, jajka na miękko, jajka w koszulkach, jajka sadzone, szkszuka, jajecznica, jajka, jajka, jajka! Hahaha! Było tak od kiedy wprowadziłam do diety śniadania białkowo tłuszczowe, które totalnie przypadły mi do gustu, czułam się po nich rewelacyjnie w porównaniu do owsianek, które jeszcze wtedy jadałam. W dodatku przygotowanie takiego śniadania to dosłownie minuta! Najdłużej zajmuje pokrojenie warzyw i zagotowanie wody na herbatę.


 Jajkowy szał minął wraz ze zmianą pracy i z totalną zmianą rytmu dnia i rozkładu obowiązków. Teraz śniadanie jem o 9:00 czasem o 11:00... Tak, wiem, sama sobie zazdroszczę! ;) W związku z tym, że na zrobienie go mam teraz mnóstwo czasu, a zaraz po nim pędzę na trening, przybrały one bardziej węglowodanową postać, choć nie przeczę, jajka dalej wpadają, szczególnie jak śniadanie jemy we dwoje. Jeśli dzień rozpoczynam sama to przeważnie w takim oto stylu:
Przygotowanie masy na omlety zajmuje mi 30 sekund, do tego dochodzi długi okres oczekiwania aż zrobi się na małym ogniu pod przykrywką, pokrojenie owoców, zrobienie polewy i poczekanie aż wystygnie hihi. Od kilku tygodni wykluczyłam z diety odżywkę białkową, która kiedyś była nieodzownym elementem mojego śniadania, wcześniej owsianek, a po odstawieniu glutenu, omletów. Nie ma absolutnie żadnego problemu, aby zrobić przepyszne naleśniki, gofry czy omlety bez jej dodatku. Na początku byłam pełna obaw, bo od kiedy zaczęłam tak jeść w mojej diecie była obecna odżywka.  
 Jeśli chodzi o owoce i warzywa to jestem totalnym świrem i dla mnie posiłek, który ich nie zawiera to nie posiłek. Jeśli nie mam czasu lub po prostu jest mi tak wygodniej, wciągam omleta, a jabłko albo gruszkę łapię w rękę. Z warzywami jest nieco łatwiej, bo wystarczy wkroić pieczarki i cukinię do jajecznicy, albo zrobić szakszukę! ;) Śniadanie to zdecydowanie mój ulubiony posiłek, na który czasem czekam cały dzień, bo wiem, że znów wpadnie coś pysznego.
Jeśli rozpoczynam dzień w ten sposób to uwierzcie zarówno humoru jak i energii mi nie brakuje. Jeśli na dzień dobry na stole staje czysty, pełnowartościowy i kolorowy talerz, to zdecydowanie łatwiej trzymać się takich posiłków przez resztę dnia! Przygotowywanie takich śniadań cieszy mnie tak samo jak ich jedzenie hihi. Sami spróbujcie! ;)
Przepisy znajdziecie tutaj: https://www.instagram.com/fitalexy/