wtorek, 16 października 2018

I trymestr taki piękny | Jednak potrafię marudzić

Trochę się ociągam z pisaniem dla Was na temat ciąży z kilku powodów. Jestem w tym temacie zielona jak trawa na wiosnę, nie mam najmniejszego zamiaru udzielać komukolwiek jakichkolwiek porad, no i nie chcę Wam smęcić i marudzić, bo do tej pory nie było mi wcale łatwo. Ale doszłam do wniosku i mówiłam Wam to z resztą od samego początku, że będzie szczerze, bez koloryzowania, ukrywania niewygodnych tematów, to muszę się teraz tego trzymać i napisać marudząco - smęcącego posta, czego zawsze bardzo unikałam. Ale o pierwszych tygodniach ciąży nie potrafię powiedzieć wiele dobrego... A potrafię powiedzieć cokolwiek pozytywnego?
Od samego początku czułam się tak bardzo źle, że jeszcze zanim dostałam wyniki badań krwi już wiedziałam! Od tego właśnie dnia prowadzę notatki odnośnie mojego zdrowia i samopoczucia, bo ja to jestem taki ciekawy przypadek, że nawet jak umieram 10 dni, a potem 3 dni czuję się rewelacyjnie to totalnie zapominam co mi było te 3 dni wcześniej... A bardzo chciałam pamiętać, albo móc wrócić do tego jak przechodziłam te jak się miało zaraz okazać "cudowne 9 miesięcy". Mhm! Pierwsze 8 tygodni minęło mi mniej więcej tak:

  1. Zwrot "poranne mdłości" brzmi tak bardzo niesprawiedliwie lajtowo w porównaniu z tym co przechodziłam, że zdarzało mi się śmiać do samej siebie. 
  2. Czujesz się dobrze cały dzień, a nagle wchodzisz do mięsnego, bo już 2 dzień chodzą za Tobą mielone i nie to, że od progu zmieniasz zdanie i już wcale nie masz ochoty na te kotleciki, to wychodzisz szybciej niż weszłaś, bo pod ręką nie dostrzegłaś żadnego potencjalnie dobrego miejsca na oddanie tego co prze chwilą zjadłaś. Szalone jest to, że sama się musiałam przyzwyczaić do tego, że nagle stałam się totalnie nieprzewidywalna nawet dla siebie samej.
  3. Popcorn i chipsy... Przed ciążą moje największe jedzeniowe grzechy i przyjemności. Dzisiaj możecie mnie nimi straszyć i poganiać. Nie tknę, ani nawet przechodząc w sklepie obok nie spojrzę na nie, bo od razu rośnie mi w gardle gula.
  4. Ilość energii, motywacji, siły i chęci na poziomie mułu, dna i wodorostów. Nawet przy najgorszej grypie, anginie, innym syfie nie czułam się tak bardzo kupą jak w tym przypadku.
  5. Zjem tylko to na co mam ochotę, nic innego nie przeciśnie się przez moje gardło. Na topie: gotowane ziemniaki, kanapki bg z szynką, mleko ryżowe z płatkami kukurydzianymi.
  6. Całe życie śmieci wyrzucałam do zsypu z zatkanym nosem, psią kupę sprzątałam na bezdechu, a na stertę brudnych naczyń najpierw nalewałam litr płynu, a teraz? Śmierci wyrzuca Marcin, naczynia zmywa Marcin, z kupą jakoś radzę sobie sama, przecież nie poproszę pani na ulicy żeby mi po psie posprzątała, bo ja mam "poranne mdłości"...
  7. Jestem wiecznie śpiąca i zmęczona, ale jak jest pora żeby spać to gdzieżby tam znowu, przecież spanie jest dla słabych, zasypianie o 2 w nocy i pobudka przed 7 są na porządku dziennym. Wcześniej spałam po 10 godzin i to była dla mnie idealna ilość.
  8. Piersi... Jak po operacji plastycznej, operacji plastycznej wszczepienia 5 kilogramów ziemniaków do każdej. Bolą, pieką, ciągną, kłują, a spróbuj choćby dotknąć to zabiję bez skrupułów!
  9. Bóle brzucha jak przy okresie, a podobno od tego ustrojstwa miałam mieć spokój na dłuższy czas, eh.
  10. Mój ukochany przyjaciel trądzik. Aaaa! No nie cierpię, nie zaakceptuję, nie zrozumiem! Nie jem mleka, nie jem glutenu, nie jem cukru, ale nad hormonami nie zapanuję.
  11. Jak ja mogłam zapomnieć o biegunkach. Ups, kolejne tabu, o którym nie powinnam pisać, co? Jakby kupę robili tylko ludzie najniższego szczebla, eh. A potem tyle bogatych i wykształconych choruje na jelita, umiera na raka, bo wstyd z takimi problemami do lekarzy chodzić, wstyd żeby ktoś do tyłka zaglądał. Mi nie wstyd, choć wiele osób pisało, że powinno...

Z pozytywów... Trochę ciężko znaleźć cokolwiek jeśli mam być szczera, ale niech Wam będzie:
  1. Ani razu nie wymiotowałam.
  2. Brak miesiączki, ale tak serio to wyczytałam to w internecie, bo przy tych wszystkich atrakcjach wymienionych wyżej to nawet nie zauważyłam żeby było coś, cokolwiek co mi tego życia jeszcze bardziej nie utrudnia!
  3. Nie chce mi się jeszcze siku co 5 minut, a to bardzo doceniam.
  4. Nie mam trudności z zawiązaniem butów, ubraniem się, przekręcaniem z boku na bok. O, ile pozytywów nagle się znalazło!
Cieszę się bardzo, że nikt mnie na tę ciążę nie namawiał, nie nakłaniał, nie przekonywał, bo chyba straciłby życie razem z tym co by mnie po piersiach chciał dotykać. Cieszę się, że to była nasza wspólna decyzja i do nikogo nie mogę mieć żalu, że sama sobie taki los zgotowałam. Nigdy w życiu żadnej kobiety nie będę namawiała na macierzyństwo!!!! Jeśli takie słowa kiedykolwiek wyjdą z moich ust, tłuczcie w co popadnie. Każda kobieta musi dojrzeć do tego sama, żeby potem nie żałować decyzji, którą podjęła.
Przyznam, zastanawiałam się po co mi to wszystko było, bo żegnałam się z życiem już parę razy w przeciągu tych kilku tygodni. Ale jeszcze bardziej zastanawiałam się czemu do jasnej cholery nikt mi nigdy nie powiedział, że organizm kobiety tak bardzo cierpi, tak dużo czasu potrzebuje żeby przyzwyczaić się do nowej sytuacji, że hormony są totalnie nie do okiełznania, przewidzenia i zatrzymania, że to wcale nie są "cudownie" miesiące. Byłam świadoma, że może być różnie i może być ciężko, ale było "bardziej różnie i ciężko" niż zakładałam. Nie chcę Was straszyć, bo absolutnie każda z nas przeżywa to inaczej, ma swoje własne hormony, choroby, predyspozycje, podejście, oczekiwania czy motywacje.
Zakończę pozytywnie! :) Od ponad tygodnia mam się lepiej, wróciła ochota na słodycze, więc śmiało można powiedzieć, że wreszcie wszystko ze mną ok. Nie boli mnie brzuch, minimalny poziom energii potrzebny do przeżycia jakoś udaje mi się skumulować, wróciłam powoli do treningów i mam wrażenie, że najgorsze już za mną!

Ps: Na zdjęciu mały człowiek w rozmiarze 2 centymetrów, dla mnie to jakieś czary, że on siedzi sobie w moim brzuchu, rusza się, rośnie, żyje...

poniedziałek, 1 października 2018

Czemu mnie nie ma? | Tak, jestem w ciąży

Na początku nie umiałam się opanować i nie powiedzieć od razu całemu światu tak mnie roznosiło, a jak już przyszło co do czego to nie wiedziałam jak mam Wam to napisać... Chciałam mieć pewność, że wszystko jest dobrze, musiałam sprawdzić czy fasolka jest tam gdzie powinna, czy jest tętno, powiedzieć tym, którzy nie powinni dowiedzieć się tego z internetu. Nigdy w życiu nie doczekałabym do końca pierwszego trymestru, no nie było takiej możliwości. Miałam Wam tyle do opowiedzenia, tyle się u mnie działo, a nie mogłam się tym z Wami podzielić! Uwielbiam Was, Waszą energię, to jak cieszycie się moim szczęściem, zawsze dzielę się z Wami swoimi treningami, zdrowiem, wyjazdami, humorami. Chyba musiałam się po prostu wylogować z Instagrama do tego czasu, bo nie potrafiłam udawać, że nic się nie dzieje!!! Ale teraz nie wiem czemu miałabym nie powiedzieć Wam, że jestem w 7 tygodniu, że o ciąży wiemy prawie od samego początku, że nie jest to wpadka (o dziwo bardzo dużo osób o to pyta...), że termin mam na 22 maja, że czuję się okropnie, a pracować mam zamiar jak najdłużej, że bardzo się cieszymy, ale to jak cieszą się nasze rodziny przechodzi ludzkie pojęcie. Nie będzie żadnych tajemnic, nie będzie też bajecznie pięknej i instagramowej ciąży, będzie prawda, szczerość i wszystko to, na co będę miała ochotę.  Czy moje konto się zmieni? W pewnym stopniu na pewno, tak samo jak zmieni się moje życie, to jest nieuniknione i bardzo się z tego cieszę. Nie chcę z niczego rezygnować, tak chyba mówi każda przyszła mama. Sport, aktywność, pozytywna energia, zdrowe jedzenie, podróże to całe moje życie. Ale będzie dużo ciążowych tematów, treningów z brzuszkiem, mamusiowych dylematów i kompletowania wyprawki,  mnóstwo zdrowotnych zawirowań, które już mnie zdążyły zaatakować. Ciekawa jestem czy ten temat w jakikolwiek sposób Was interesuje, ale mam nadzieję, że będziecie śledzić jak rosnę z dnia na dzień, nawet jeśli parentingowe tematy to nie Wasza bajka. Jeśli macie jakieś pytania albo pomysły na posty to śmiało piszcie!