wtorek, 25 września 2018

Podwójna narzeczona | No to kiedy ślub?


Jak to jest być narzeczoną? Jak to jest nie mieć już chłopaka?
Śmiesznie i zarazem ciężko się przyzwyczaić, w końcu na dobrą sprawę nic się w naszym życiu nie zmieniło, a jesteśmy razem już pięć lat. Według prawa, oficjalnie, czy jak to inaczej nazwać, zmieniło się całkiem sporo. Nigdy nie miałam parcia ani na pierścionek, ani na narzeczonego, ani tym bardziej na ślub. Klasyczne polskie wesela to totalnie nie moje klimaty. Spędy rodzinne i wydawanie niebotycznych sum na salę, orkiestrę, hektolitry alkoholu, suknię, fryzury, kwiaty jakoś do mnie nie przemawiają. Zwyczajnie szkoda mi pieniędzy, które wolałabym wydać na jakiś fajny wyjazd. Najbardziej na świecie marzy mi się ślub na boska na plaży, z dała od wszystkich, tak jak zaręczyny, ale wiele osób nigdy by mi tego nie wybaczyło, a rodzinę ma się jedną i coraz bardziej rozumiem, że nie będzie mi to dane.
Dałam się póki co przekonać na posiadanie narzeczonego i pierścionka, to już w moim wykonaniu spory sukces. Były zatem zaręczyny, całkiem z resztą oryginalne, bo u nas przecież normalnie być nie może. Historię pierwszego pierścionka ukradzionego w drodze do Indonezji doskonale znacie. Napiszę tylko, że karma wraca i wierzę w to, że w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny. Za pierścionkiem długo nie płakałam, M od razu po powrocie z wakacji stanął na głowie, żebym jako narzeczona miała się czym pochwalić, dostałam nowy, identyczny i w ten właśnie sposób stałam się podwójną narzeczoną i drugi raz powiedziałam magiczne TAK. 

Przyszła pora na nieśmiertelne pytanie zadawane zaraz po gratulacjach: no to kiedy ślub?! Za każdym razem mam nieodpartą ochotę odpowiedzieć bardzo asertywnie i oryginalnie: nigdy! Ja wieeem, jak już powiedziałam A, to teraz pora powiedzieć B...  Ale! Na ślub w Polsce zgodzę się pod jednym, jedynym pozorem, że absolutnie wszystko będzie po mojemu, że nikt mi nie będzie mówił, że wypada albo nie wypada, kogo trzeba zaprosić, a co dobrze byłoby zrobić. NIE! To ma być mój dzień, nie podobają mi się śluby, wesela, wiejskie potańcówki, oczepiny i inne dziwaczne zwyczaje. Są ludzie, którzy całe życie o tym marzą, rozumiem, ale jeśli ja mogę pójść na ustępstwa i zgodzę się na ślub, to fajnie gdyby moje zdanie też zostało w tym wszystkim uszanowane. Weźmiemy cywilny, w ogrodzie, w trampkach, w boho stylu, z najbliższymi, z dobrym obiadem, prosecco, świeczkami, parkietem pod gołym niebem, saksofonem w tle i milionem zdjęć. Jak uda nam się na to wszystko kiedyś zarobić to bardzo chętnie się tym wszystkim z Wami podzielę i zabiorę Was tam ze sobą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz