piątek, 6 stycznia 2017

Najwięksi wrogowie każdej kobiety | moja cera

Żebyście zrozumiały wszystko o czym piszę, muszę na początku opowiedzieć Wam swoją walkę. Post jest długi, ale nie sposób opisać tego wszystkiego w mniejszej ilości słów! ;)

Nie powiem Wam, że posmarujecie się tym i tamtym, nie będziecie jeść tego, połkniecie to i będziecie piękne i gładkie. Niestety! Ja całe lata szukałam takiej rady, takiej podpowiedzi, która raz na zawsze zakończyłaby moją katorgę. 
Było to moje przekleństwo, największy kompleks i wróg przez lata. Od 14 do 24 roku życia toczyłam wojnę podjazdową, psychologiczną, niesprawiedliwą i absolutnie niezapowiedzianą, a tym bardziej nieproszoną. Jeszcze jedno co można o niej powiedzieć to to, że nie była to wojna błyskawiczna.

Nie jest to post poświęcony reklamie czy antyreklamie wszelkich środków na pryszcze, dlatego nie będę Was zanudzać nazwami wszystkich środków, których i tak nikt na świecie nie dałby rady spamiętać! Podstawowe informacje o mojej kuracji:

  1. Pierwsze były antybiotyki w postaci maści.
  2. Następnie antybiotyki doustne połączone z miejscowym używaniem maści z antybiotykiem.
  3. Antykoncepcja.
  4. Kolejna doustna kuracja tym razem już retinoidami - pochodnymi witaminy A. Bardzo destrukcyjna, niszcząca oprócz nieprzyjaciela również wszystko inne...
  5. Ostatnia zewnętrzna kuracja retinoidami zalecona po ponownym nalocie wroga, który nastąpił po około roku po zakończeniu poprzedniej kuracji.
Każda wymieniona powyżej broń zabijała syfy w szybszym lub wolniejszym tempie, ale zawsze odnotowywałam zwycięstwo. Problem tkwił w tym, że po zakończeniu leczenia daną metodą problem powracał jak bumerang... Nie mogłam w nieskończoność jeść antybiotyków i faszerować się prochami. To znaczy ja byłam tak zdesperowana, że byłam gotowa na wszystko... Stąd prawdopodobnie moje aktualne problemy z jelitami.

Tym "wszystkim" była dla mnie kuracja retinoidami, o której możecie poczytać w Internecie. W skrócie przez cały okres jej trwania (1,5 roku)miałam: popękane i krwawiące usta, przesuszone spojówki, krwotoki z nosa, skórę schodzącą plastrami i sypiącą się z twarzy jak łupież, który swoją drogą też nie znikał, okropne tycie. Wymieniać mogę w nieskończoność. Mimo wszystko gdybym miała jeszcze raz się decydować, to nie zastanawiałabym się tak długo nad rozpoczęciem, a zrobiła to jeszcze wcześniej. Efekty były powalające i płakałam ze szczęścia patrząc w lustro - dosłownie! Brałam na klatę z wielkim uśmiechem wszelkie efekty uboczne, bo wreszcie znikała moja największa zmora.

Problem już nigdy nie powrócił taki, jaki był do wieku około 20 lat, czyli dnia zakończenia wszelkich kuracji. Długo była cisza i spokój, ale chyba większość z Was wie jak to jest patrzeć rano w lustro i w nerwach szukać nowych lokatorów. Są czy dali sobie spokój? Na jakiś czas faktycznie wyjechali na wakacje... Ale jak wrócili po latach, eh... To zabiłam ich zupełnie inną bronią - jedzeniem!

10 lat trwało żebym wreszcie zrozumiała, że jestem tym co jem. Dzięki mojej mamie i badaniom pod kątem niedoczynności tarczycy zaczęłam ograniczać nabiał i gluten. Okazało się to przełomowym momentem w moim życiu. Jedni mówią o tym z pogardą i niedowierzaniem, inni wierzą głęboko i opierają na tym całą swoją dietę. Dla mnie wszyscy jesteśmy inni i każdy z nas ma prawo robić ze swoją dietą co mu się tylko podoba, nic innym do tego. Wracając... W czerwcu 2016 zaczęłam ograniczać nabiał i gluten - 6 dni nie jadłam, siódmego dnia robiłam oszukany posiłek w postaci pizzy, lodów, ciastek, czekolady, itd. Ciężko było nie odczuć i nie zauważyć co działo się przez 2 kolejne dni... Paszcza wysypana, brzuch balon, problemy żołądkowe w pakiecie, jednym słowem bosko

Pod koniec sierpnia zrozumiałam co jest grane. Nooo, bystra ze mnie panna, myślałam ze dwa miesiące! :D Skończyłam najpierw z oszukanymi posiłkami i efekt był powalający - zero nieproszonych gości. Z czasem zaczęli wpadać bez ostrzeżenia, nie wiadomo na czyje zaproszenie hmm... Ostawiłam odżywkę białkową z wielkim bólem serca, ale zadziałało! W ten sam sposób odstawiłam masło i wszystko co zawierało mleczne dodatki... Walczę z każdym produktem w sklepie, przepychamy się za barki ze składem każdego gotowego dania czy słodyczy, których wiele już mi nie zostało.

Rady?
Mnóstwo!!!!!
  1. Zrezygnuj z fast-foodów, gazowanych napojów i czekolady.
  2. Pij dużo wody.
  3. Dbaj regularnie o twarz!!! Zmycie makijażu wieczorem to absolutne minimum. Płyn do demakijażu to nie jest kosmetyk to mycia twarzy, on ma za zadanie tylko zmyć maskę z Twojej twarzy. Rano też wypadałoby umyć i nasmarować paszczę kremem nawilżającym.
  4. Najlepiej zrezygnuj z makijażu... Taaa, słyszałam sama to milion razy haha! Ale jak zrezygnować jak to on daje chociaż odrobinę komfortu w tej beznadziejnej sytuacji? Postaraj się żeby chodzić w makijażu najkrócej jak to tylko możliwe, zmywaj go od razu po powrocie z domu, a jeśli zaraz znów wychodzisz, to zrób nowy.
  5. Testuj. Odstaw nabiał na miesiąc i poczekaj co się stanie. Nie działa? Odstaw gluten na kolejny miesiąc. Nie działa? Szukaj dalej.
  6. Mniej stresu.
  7. Nie dotykaj, nie wyciskaj, najlepiej zapomnij o tym, że tam są, udawaj, że wcale ich tam nie ma! Phi, wiem, wydaje się niewykonalne, ale po mału! ;)
  8. Kosmetyki: jak najbardziej naturalne, pozbawione chemii, barwników, substancji zapachowych. Na końcu zdjęcie tego co ja kładę na paszczę.
W moim przypadku ogromną rolę, jak się okazało, odegrał nabiał i gluten, coś czego nigdy nie winiłam za swoje problemy. Zjem i wiem, że po 2 dniach mogę szykować huczne przyjęcie powitalne dla tuzina chamskich gości, którzy będą się bawić dużo dłużej niż sobie tego życzę! Pozbywam się ich około 8-10 dni... Zdecydowanie nie opłaca mi się ryzykować, albo poświęcać paszczę dla kawałka pizzy, czy kubełka lodów czekoladowych, no way!! Żeby mi to ktoś powiedział jak miałam 15 lat kiedy na każdy posiłek jadłam jogurt, serek, twaróg, mleko z płatkami, a twarz miałam trzy zastępy wrogiego wojska...eh!
Pamiętajcie jednak, że każdy organizm jest inny, każdy ma inne niedobory i braki. Na jednego zadziała samo wprowadzenie odpowiedniej higieny, a dla innego wprowadzenie wszystkich tych zmian nic nie da i trzeba będzie sięgnąć po pomoc dermatologa. Jeśli jednak sama przeszłam przez takie katorgi żeby odkryć to wszystko, to chętnie dzielę się tym z Wami, bo może komuś pomogę i skrócę czyjeś cierpienia.

Jeśli dobrnęłaś do końca to bardzo dziękuję. :)
Jeśli masz pytania - pisz, chętnie pomogę!

1 komentarz:

  1. Przybijam wirtualną piątkę! Przeszłam te wszystkie kuracje - retinoidy doustnie raz. Po retinoidach byłam zachwycona, zapomniałam co to podkład i przetłuszczająca się skóra. Teraz skóra wygląda lepiej lub gorzej, zależy od bliskości okresu. Jednak nie wiem czy zdecydowałabym się na nie jeszcze raz. Po tym co przeczytałam u Ciebie też podejrzewam, że to retinoidy zepsuły mi jelita (miałam dziwny guz, który spowodował niedrożność i martwicę fragmentu jelita). Teraz cały czas szukam swojego sposobu na zdrowie, już kij z syfami :) Jest gorzej i lepiej, wiadomo. Obserwuję Cię na insta i dajesz dużo motywacji :) Uściski!

    OdpowiedzUsuń